Minęło trochę czasu, od kiedy napisałam pierwszy post z tego cyklu, w którym na tapetę wzięłam Zanim się pojawiłeś Jojo Moyes. Cykl ten ma na celu podyskutowanie o jakiejś książce, wyrzucenie z siebie wszystkiego tego, co kłębi się w głowie po lekturze, a czego nie mogę umieścić w recenzji, o ile nie chcę niczego zaspoilerować. Tym razem postanowiłam wziąć na tapetę trylogię Niezgodna. Dlaczego właśnie ją? Ponieważ narosło wokół niej wiele negatywnych opinii i jestem ciekawa, jakie rzeczy, poza ogólnym wrażeniem, nie podobały się czytelnikom. Chętnie także dowiem się, co szczególnie spodobało się w Niezgodnej. To jak? Macie ochotę pochwalić za coś serię Veroniki Roth? A może chcecie na nią ponarzekać? To zapraszam! ;)
UWAGA: STREFA SPOILEROWA!!!
Jeśli nie chcesz poznać szczegółów fabuły Niezgodnej, nie czytaj dalej i włącz inną stronę (najlepiej omiń także komentarza). Dalsza lektura posta na własną odpowiedzialność. Pamiętaj, zostałeś ostrzeżony...
O Tris...
W pierwszym tomie nawet ją polubiłam, bo wydawała się taka prawdziwa. Być może miała w sobie pewne cechy, które sama mam i dlatego jako postać ją rozumiałam. Podobało mi się w niej to, że momentami brakowało jej pokory i odpłacała pięknym za nadobne. Ktoś ją uderzył? No to też go sprała. Ja też bym tak zrobiła. :D W pierwszym tomie Tris była odważna i nie poddawała się, walczyła. No a potem co nieco się popsuło. Śmierć rodziców i Willa ją zmieniły. Tylko czekałam, kiedy jej głupie ryzykowanie życia skończy się jakąś raną czy też śmiercią kogoś postronnego, kto będzie starał się ją ratować. O ile pewna dawka egoizmu jest zdrowa i nie da się ciągle tylko służyć innym, to w tym wypadku jej egoizm przerósł wszystko – to ja tak bardzo cierpię, to ja powinnam zginąć, co tam, że ktoś oddał za mnie życie, to ja tak źle się z tym teraz czuję. Bardzo nierozsądne.
O Tobiasie i jego rodzinie...
No tutaj wybitnie chłopak miał pecha. Ojciec, który się nad nim znęcał, i matka, która go porzuciła, by żyć w ukryciu. Przyznam szczerze, że gdy w drugim tomie pojawiła się wzmianka o pogrzebie jego matki, od razu wiedziałam, że to ma jakiś cel w sobie. Pojawiło się u mnie podejrzenie, że być może ten cały pogrzeb był mistyfikacją, no i jak się okazało, rzeczywiście tak było. Rodzice Tobiasa to dosyć silne osobowości, a każde z nich nie chciało zrezygnować ze swoich racji. Trochę dziwne jest to, że ostatecznie tak po prostu sobie odpuścili dalszą walkę o władzę i całe społeczeństwo tak po prostu uznało, że już wystarczy. Żadnych sprzeciwów, pełna zgoda.
O zachowaniu Tobiasa za murem...
Trzeci tom to ten, w którym również Tobias dochodzi do głosu i okazuje się, że jednak nie jest aż tak rozsądny, za jakiego mógł być wcześniej uznawany. Rozczarowało mnie jego zachowanie po tym, kiedy dowiedział się, że nie jest Niezgodnym i że ma defekt genetyczny. Co wtedy zrobił? Przyłączył się do buntu ledwo co poznanej dziewczyny, która także należała do tych "uszkodzonych genetycznie". "Genialne" posunięcie. To przecież takie właściwe, by nie znając wszystkim informacji, będąc w zupełnie nowym środowisku, od razu brać udział w jakimś buncie. To było po prostu głupie.
O związku Tobiasa i Tris...
Ich związek przeżywał wzloty i upadki. Nie obyło się bez spięć, braku zaufania, kłamstw. Co ciekawe, w takiej sytuacji, w jakiej się znaleźli, gdzie ryzyko podejmowane jest każdego dnia, gdzie trzeba walczyć, Tris nie uniknęła myślenia o tym, że nie jest wystarczająco ładna, by podobać się Tobiasowi. Nie dostrzegła, że Tobias jest inny.
Zastanawia mnie także inna rzeczy – kiedy ci dwoje poszli ze sobą do łóżka? Roth pisała czasem w tak zawoalowany sposób, że straciłam rozeznanie, kiedy to się wydarzyło. Ktoś wie? :D
O postaciach drugoplanowych...
Kiedy w Niezgodności trwał nowicjat, kilka postaci drugoplanowych stanowiło jasne punkty dla powieści. Dodawały one czasem dramatyzmu, czasem humoru. Z postaci, które polubiłam, wymienić mogę Willa, Christinę, Uriaha, Marlene i Lynn. Z biegiem czasu doszłam do wniosku, że Roth chyba uparła się, by pozbawić życia te wszystkie postacie, które nadają koloru powieści. Zakończenia doczekała jedynie Christina. Inna sprawa ma się z postaciami, które szczerze znienawidziłam. Nie każdą z nich spotkała zasłużona kara i taką z postaci jest choćby Peter. Gnojek niesamowity, który uczynił tak wiele zła i w zasadzie tylko w jednym momencie wykazał się dobrym sercem, ratując Tris przed śmiercią, a to i tak uczynił tylko dlatego, że chciał spłacić dług. Autorka daje mu czystą kartę, wymazując pamięć, bo sam Peter nie może ze sobą już wytrzymać. Kiepskie zakończenie tego wątku.
O błędach logicznych...
W całej trylogii zdarzają się błędy logiczne. Zapewne wielu nie wyłapałam, mnie samej w tej chwili przychodzą jedynie dwa na myśl, ale chętnie poczytam, jeśli macie jeszcze coś do dodania w tej kwestii.
Zastrzyki – fakt, że Tris nie chciała, by ktoś ją dotykał i sama je sobie robiła, był troszeczkę dziwny, ale ok, ujdzie. Kiedy jednak trafili za mur, jest taka scena, w której Tris pobiera sobie krew. Robienie zastrzyku i pobieranie krwi to dwie bardzo różne procedury. O ile zastrzyk może zrobić ktoś niewykwalifikowany, o tyle pobrać krew nie jest tak łatwo i trzeba być bardzo precyzyjnym. Jak czytałam o tym pobieraniu krwi, w głowie miałam tylko: "serio?".
Największy problem miałam z kwestią tego, skąd wzięło się społeczeństwo frakcyjne. Nad Agencją, która się zajmowała eksperymentami władzę sprawował jakiś tam rząd. Nie dość, że dopuścił do eksperymentów na ludziach i to na szeroko zakrojoną skalę, nie reagował, kiedy zaczęły się walki o władzę, a gdy w Agencji zdarzył się "wypadek", po którym wszyscy stracili pamięć, wystarczyły negocjacje, by uznać, że miasto będzie odtąd wolne. Z jednej strony wypacza to sens walki o władzę, a z drugiej sens istnienia takowego rządu. Coś tutaj nie do końca grało.
O zakończeniu...
Zakończenie jest największym zaskoczeniem, jakie mnie spotkało. Od początku sądziłam, znając reakcje fanów serii na finał, że to Cztery nie dożyje ostatniej strony. To byłaby ogromna strata dla Tris, po której ciężko byłoby się jej pozbierać, no i pewnie wiele czytelniczek, które polubiły Tobiasa, wylałyby morze łez, czytając o jego śmierci. Tylko czekałam, aż mu się coś stanie. Scena, kiedy Tris staje przed Davidem wydawała mi się absurdalna. To nie mogła być prawda, że on do niej strzelił i że nikt jej nie uratuje, nawet jeśli miała wizję zmarłej matki. Sądziłam, że Tobias wróci z miasta i cały dramatyzm będzie polegał na strachu o to, czy Tris z tego wyjdzie. Nie przypuszczałam, że kilka stron później przeczytam o tym, że nie przeżyła. Byłam w szoku i szczerze powiedziawszy, to chyba była pierwsza powieść, jaką czytałam, w której ginie główny bohater. Tak na amen. Czytałam już książki, gdzie główny bohater niby ginie, ale jakoś powraca do życia. No, ale Niezgodna to nie fantasy. Koniec, finito, schluss, the end. Żadnego zmartwychwstania nie będzie. Zrobiło mi się żal Tobiasa i to głównie za sprawą jego żalu, zakręciła mi się łza w oku. Rozpaczy jednak nie było.
O podziękowaniach...
Na koniec troszeczkę o podziękowaniach w każdym z tomów. Czytacie tę cześć książki? Ja, jeśli nie czytam ich w całości, to chociaż prześledzę wzrokiem to, komu autor dziękuje za pomoc czy inspiracje. Nie zdziwiło Was to, że podziękowania każdej z części zaczynają się od podziękowania Bogu? Mnie tak, uważam, że jest to dziwne. Dlaczego? Ponieważ często nie rozumiem, jak ludzie mogą mówić, że mają coś "dzięki Bogu" – zdrowie, jakieś sukcesy, a czasem fakt, że przeżyło się jakiś wypadek czy katastrofę. To tak, jakbyś był uprzywilejowany i zyskiwał wszystko, o co prosisz, podczas gdy kto inny nie ma tylu łask, skoro zdecydowanie gorzej mu się wiedzie w życiu. To, co masz, często zawdzięczasz sobie – swojej pracy czy zdolnościom, kiedy indziej innym ludziom, a czasem najzwyklejszemu szczęściu, bo znalazłeś się w odpowiednim miejscu o odpowiedniej porze. Angażowanie Boga do pomocy przy pisaniu książki wydaje mi się dziwne i raczej trochę nie na miejscu.
No dobrze, to chyba wszystko, co leżało mi na sercu. Teraz głos oddaję Wam. :) Co Wy sądzicie o tej trylogii? Co Wam się w niej podobało najbardziej? Co Was rozczarowało, zdenerwowało, nudziło? Jakie sceny zapadły Wam w pamięć? Jakie zakończenie obstawialiście? Czy zaskoczył Was finał trylogii? Zapraszam do dyskusji. :) Pamiętajcie, wszelkie spoilery dozwolone. :)
Zaczytanego dnia,