piątek, 11 grudnia 2015

Skala oceny książki || Zaczytane pogaduszki #6


Witam w kolejnym poście z cyklu Zaczytane pogaduszki. Od jakiegoś czasu zastanawiam się nad jednym tematem i postanowiłam, że poruszę go przy okazji dzisiejszych pogaduszek. :)

Temat na dzisiaj: Skala oceny książki

Recenzja książki wydaje się niepełna bez oceny liczbowej, która jest ostatecznym podsumowaniem wrażenia, jakie zrobiła na nas książka. Różne skale są stosowane - ocena 1-5, 1-6 czy 1-10. Uznaje się połówki ocen, albo i nie. Przypisuje się określonej liczbie nazwę, albo i nie. Na swoim blogu stosuję dokładnie tę samą skalę ocen, jaką znaleźć można w serwisie lubimyczytac.pl:
1 - beznadziejna
2 - bardzo słaba
3 - słaba
4 - może być
5 - przeciętna
6 - dobra
7 - bardzo dobra
8 - rewelacyjna
9 - wybitna
10 - arcydzieło

Stosuję tę właśnie skalę z prostego względu. To od profilu na lubimyczytac.pl zaczęło moje pisanie opinii o książce, które rozwinęło się w blogowanie i tak szeroka skala bardzo mi odpowiada. Ostatnio zaczęłam jednak zastanawiać się nad swoimi ocenami.

Zdecydowana większość książek, co zresztą widać po etykietach, uzyskuje u mnie ocenę 8/10. Nieliczne przekraczają ten próg. Książka musi na mnie zrobić naprawdę piorunujące wrażenie, by uzyskać pełną punktację. Każda z tych, które zyskują np. 8/10 jest jednak oceniana w swojej kategorii, mimo podobnej oceny. Podobnie oceniłam np. Norwegian Wood Harukiego Murakamiego i Zaplątanych Emmy Chase, a jednak trudno, by w porównaniu te książki wypadły na równi. Murakami zdecydowanie przewyższa Chase, lecz gdybym odebrała co nieco z oceny Zaplątanych, skłamałabym, bo naprawdę dobrze bawiłam się przy jej lekturze. Nie różnicuję oceny książki ze względu na cały ogół przeczytanych książek, ale na gatunek, do jakiego ona należy. Zaplątani wypada rewelacyjnie, ale w kategorii erotyków, natomiast Norwegian Wood w kategorii literatury współczesnej czy romansu.

Inną kwestią, która mnie zastanawia, jest nazewnictwo poszczególnej oceny. Gdyby np. ocena 9 otrzymała nazwę "genialna", pewnie stosowałabym ją częściej, niż gdy nazywa się "wybitną". Kiedy oceniam jakąś książkę i waham się między 8 a 9, rozważam, czy bliżej mi do określenia jej jako "rewelacyjnej" czy "wybitnej". O wybitne książki trochę trudniej, niż o rewelacyjne, stąd więcej ocen 8/10. Nazewnictwo oceny sprawia, że poniekąd jestem jej więźniem. Gdyby nie określenie nazwy danej oceny, zapewne bez problemu dałabym np. ocenę 10/10 każdej z części serii Lux, którą tak uwielbiam. Przy stosowanym przeze mnie określeniu przypisanym do danej oceny trudno byłoby mi jednak ocenić ją tak wysoko, skoro w kategorii fantastyki, do której również należy Lux, tak właśnie oceniłam chociażby podstawowy cykl o Wiedźminie, który zdecydowanie zasługuje na pełną ocenę. Każda z części serii Lux ma u mnie ocenę (któż by się spodziewał) 8/10, bo choć to naprawdę świetne książki, nie określiłabym ich mianem "wybitnych" czy "arcydzieła".

Skąd wzięły się u mnie takie rozkminy? Łatwo napisać o swoich odczuciach w recenzji, ale kiedy przychodzi ocenić książkę w skali 1-10, czasem trudno się zdecydować, jaką ocenę przyznać. Czy nie przyznałam o punkt za niskiej? A może o punkt za wysokiej? To może wydawać się błahą kwestią, ale wbrew pozorom, ma ona spore znaczenie. Chyba każdy zwraca uwagę na to, jaką książka ostatecznie zyskała ocenę liczbową. To mówi o jej wartości. Niedawny przykład - Między książkami Gabrielle Zevin oceniłam na 6/10, co oznacza "dobra" i taka faktycznie jest ta powieść. Ma pewne niedociągnięcia, ale one jej nie skreślają, a jednak, widząc taką ocenę, a nie np. 7/10, niektórzy z Was mogli stwierdzić, że jeszcze wstrzymają się z lekturą tej właśnie książki. Wczoraj na blogu pojawiła się recenzja Lolity Vladimira Nabokova. Z jej oceną dopiero miałam problem. Przyznam, że nawet wahałam się, czy nie ocenić jej na 1/10, czyli "beznadziejna", bo książka mnie strasznie wymęczyła. Nie potrafiłam jednak posunąć się do tak drastycznej oceny. Nie mogłam dać więcej niż 3/10, bo już 4/10 oznaczałoby "może być", a to zdecydowanie nie jest czytadełko, które od biedy można przemęczyć.

Piszę o tym wszystkim, bo jestem ciekawa, jaką Wy przywiązujecie wagę do skali ocen i czy zdarza Wam się mieć podobne przemyślenia. ;) Jaką Wy stosujecie skalę ocen, recenzując książkę? Dlaczego akurat taką skalę wybraliście? Oceniacie książkę w kategorii danego gatunku czy pod względem jej miejsca wśród wszystkich przeczytanych przez Was tytułów? Czy danej ocenie przypisana jest jakaś nazwa? Czy zdarza się Wam mieć problem z tym, jak ocenić jakiś tytuł? Ocena jakiej książki nastręczyłam Wam problemów? A może nie stosujecie skali ocen w swoich recenzjach? Dlaczego tego nie robicie? Zapraszam do dyskusji!

Zaczytanego dnia :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Informacja
Na blogu zainstalowany jest zewnętrzny system komentarzy Disqus. Więcej o nim w Polityce Prywatności.