Piękna i Bestia jest moją ulubioną animacją Disneya. Uwielbiam ją, oglądałam ją niezliczoną ilość razy, a mimo to nadal wzruszam się na finałowej scenie. Kiedy tylko usłyszałam, że ma powstać jej filmowa wersja, z jednej strony ucieszyłam się, z drugiej miałam pewne obawy, czy twórcy filmu nie sknocą mojej ukochanej animacji. Coraz to nowe materiały jednak pokazywały, że warto czekać na film, a z każdym nowym zdjęciem czy trailerem apetyt i oczekiwania rosły. Wczoraj wreszcie udało mi się pójść do kina na seans i stwierdziłam, że muszę uzewnętrznić swoje wrażenia, bo inaczej pęknę. Jak brzmiałby najkrótszy opis moich wrażeń po filmie? „Wow!” I wszystko jasne. ;) Ja jednak nie mogę ograniczyć się jedynie do tych trzech literek. Muszę napisać więcej.
To nie jest recenzja! Tekst zawiera spoilery (tak, wierzcie mi, historia niby znana, a jednak pewne rzeczy można z tego filmu zaspoilerować)! Jeśli dopiero zamierzasz obejrzeć film, a nie chcesz poznać jego szczegółów, wróć do tego tekstu już po jego obejrzeniu.
Zacznijmy może od tego, że wybrałam się na wersję 2D z napisami. Dlaczego? Do dubbingu zniechęciły mnie już pierwsze polskie zwiastuny. Wybitnie nie podchodziły mi głosy aktorów. Jednak ostateczną decyzję o tym, że idę na oryginalną wersję językową, podjęłam po przesłuchaniu na Spotify polskich wersji piosenek. Totalnie rozczarował mnie fakt, iż teksty prawie wszystkich piosenek są kompletnie zmienione w stosunku do animacji. W miarę wierne oryginałowi są jedynie piosenki Gościem bądź i Piękna i Bestia, choć i tutaj nie obyło się bez drobnych poprawek. Jakoś tak nie umiałam przeboleć tego, że tak dobrze znane mi piosenki mają nowy tekst. Wersji angielskiej Pięknej i Bestii nie oglądałam nigdy, tak więc doszłam do wniosku, że nawet jeśli w oryginale coś pozmieniano, ja nie będę tego świadoma, a co za tym idzie, nie będę miała tego problemu z ich odbiorem. Co innego także słyszeć oryginalne głosy aktorów – można ocenić, jak poradzili sobie oni wokalnie.
Filmowa Piękna i Bestia jest w moim odczuciu opowieścią o wiele pełniejszą, a w niektórych miejscach bardziej logiczną, niż animacja. Już sam początek o tym świadczy. W animacji mamy opowieść o tym, jak Bestia stał się potworem, a jako jej ilustrację widzimy jedynie witraże. W filmie możemy zobaczyć młodego księcia, jego wystawne życie i znamienne w skutkach spotkanie z wróżką. Co ciekawe, pojawia się także wytłumaczenie, czemu ludzie w miasteczku, które położone jest przecież nie tak daleko od zamku, nie mieli pojęcia o jego istnieniu. Wróżka wymazała pamięć jego mieszkańców – bardzo logiczne, to zdecydowany plus.
Idźmy dalej. W animacji pojawiają się trzy piękne blondynki, które marzą o Gastonie, na które on zaś nie zwraca uwagi, choć zachowuje się wobec nich w miarę elegancko. Czemu nie interesuje się żadną z nich, skoro są bardzo ładne? Być może Gaston preferuje brunetki. W filmie owe trzy „ślicznotki” stały się malowanymi lalami. Bella na ich tle jest naturalna, one zaś biją po oczach sztucznością. Tutaj jest to logiczne, czemu Gaston woli Bellę. Zadziwiło mnie zaś to, iż tak otwarcie pokazuje im swoją niechęć i niejednokrotnie mówi o tym, że ma dość takich panien.
Podoba mi się to, że w filmie pokazano, co stało się z matką Belli. W animacji, poprawcie mnie, jeśli się mylę, nie ma o niej ani słowa. Wiemy, że Bella jest sama z ojcem, nie wiemy tylko, dlaczego. Jak się okazuje, matka Belli stała się ofiarą dżumy i w obawie o zdrowie męża i córki, nakazała im uciekać z Paryża. Widzimy także, jak ogromnym uczuciem Maurycy darzył żonę i darzy ją nadal. Pozytywka, którą zbudował, jest po prostu cudna. Zachwyciłam się jej pięknem.
Również tajemnica przeszłości Bestii zostaje uchylona. Nie tylko widzimy, jak został przeklęty. Dowiadujemy się co nieco o jego rodzicach i tym, co stało się, iż książę był tak rozpuszczonym i nieczułym młodzieńcem. Podoba mi się to, że pokazano, iż to nie tylko wina ojca, który do tego dopuścił, ale także po części służby, która się temu przyglądała, nie reagując, za co wszyscy zostali ukarani razem z Bestią.
Spodobało mi się to, jak film pokazuje Bellę. Dziewczyna nie tylko jest oczytana, ale także bardzo inteligentna i pomysłowa. Pomaga ojcu i wie, jakiego narzędzia będzie potrzebował, jeszcze zanim ten o to poprosi. Genialny był także wynalazek „pralki”. Po prostu rewelacja!
W filmie więcej miejsca poświęcono na wzajemne poznawanie się Belli i Bestii. Wspólne spacery, czytanie książek, żarty, wspólne posiłki, podczas których dystans między nimi się zmniejsza. Bella odkrywa w Bestii dobre serce, Bestia zaś zmienia się pod jej wpływem. Przecudownym pomysłem była magiczna księga, dzięki której Bella poznała swoją przeszłość. No i oczywiście taniec... Ach, miłość unosi się w powietrzu. ♥
Finał jest nieco inny niż w animacji. Bestia zostaje kilkukrotnie postrzelony przez Gastona i umiera na rękach Belli. Ostatni płatek róży opada, a służba – Trybik, Płomyk, pani Imbryk, Bryczek, słowem wszyscy stają się martwymi przedmiotami. To bardzo wzruszająca scena, oczy miałam pełne łez. Następnie widzimy wróżkę, która wchodzi do komnaty, gdzie stała róża, i gdzie Bella płacze przy Bestii. Słysząc wyznanie Belli, wróżka cofa zaklęcie, a tym samym uzdrawia Bestię. To wydaje się bardziej logiczne, aniżeli w animacji, w końcu nie jest powiedziane, że samo zdjęcie klątwy ma moc uzdrawiania. Sama scena przemiany Bestii jest jak wyjęta z animacji – szczególnie te ujęcia łap zmieniających się w stopy i dłonie. Książę, stojąc tyłem do Belli, ogląda swoje dłonie, a po chwili odwraca się. Trochę bałam się, jak wyjdzie ta scena, jak będzie wyglądał Dan Stevens, ale kiedy się odwrócił, wyglądał idealnie, tak jak powinien. Następnie Bella i książę bez słów podchodzą do siebie, Bella przygląda się, dotyka dłońmi twarz księcia, spogląda szczęśliwa i wzruszona w jego oczy, on czuje to samo, wreszcie łączą się w pocałunku, który odmienia zamek i jego mieszkańców. Trochę brakowało mi tego, że książę w ogóle się nie odezwał, bo fajnie byłoby słyszeć różnicę w jego głosie, ale mimo to ta scena była przepiękna. I, wydaje mi się, również bardziej logiczna, niż w animacji, gdzie Bella trochę jakby się bała, trochę jakby nie wierzyła, że to naprawdę on – no heloł, facet właśnie przemienił się na twoich oczach, dziewczyno! W filmie Bella wiedziała, że na Bestii ciąży klątwa, dlatego nie widać tutaj tego, co wypisane na twarzy miała Bella w animacji. Tutaj widać szczęście, że przed chwilą jej ukochany nie żył, a teraz stoi przed nią żywy.
Jednocześnie wzruszająca i zabawna jest także przemiana służby – szczerbaty Maestro, Trybik z krzywym wąsem, Płomyk, któremu zatliła się peruka, no i pani Imbryk zjeżdżająca ze schodów z Bryczkiem na srebrnej tacy. Przecudowne sceny!
Sporo kontrowersji wzbudził w niektórych krajach fakt, iż Le Fou tak otwarcie pokazany jest jako gej. Mnie to nie przeszkadzało, a wręcz moim zdaniem jest bardzo logiczne. W animacji ta postać to taki fajtłapowaty lizus. W filmie natomiast, właśnie za sprawą orientacji, widać, czemu na ogół tak bezkrytycznie Le Fou patrzy na Gastona – skrycie się w nim podkochuje. Zresztą Le Fou to nie jedyny gej, jaki pojawia się w filmie. Scena walki na zamku i finałowa scena balowa wybitnie o tym świadczą. Podobało mi się to, iż w walce, będąc porzuconym w potrzebie przez Gastona, Le Fou przystępuje do walki po stronie mieszkańców zamku. Jak się okazuje, nie jest też takim gamoniem, jak w animacji.
Jedyną rzeczą, do której mam malutkie zastrzeżenia, to wygląd służących Bestii w ich zaczarowanej formie. Nie mówię, że powinni być bardziej podobni do tych z animacji, bo to wyglądałoby karykaturalnie, ale jednak nie do końca podoba mi to, jak zostali stworzeni. Bez zastrzeżeń akceptuję wygląd Trybika, jest w porządku. Twarz pani Imbryk jest nieco za mało wyrazista, a Płomyk ma z kolei za bardzo pociągłą twarz. Najbardziej jednak nie podoba mi się Miotełka – ptak jakoś tak mi nie współgra z resztą ekipy.
No dobrze, było o fabule, to teraz nieco o samym filmie. Po pierwsze: to przepyszna uczta dla oka. Scenografie miasteczka, domku Belli, zamku Bestii – wszystko wygląda przepięknie, ma swój charakter i urok, każde z tych miejsc urzeka w inny sposób. Po drugie: gra aktorska. Każdy tutaj poradził sobie świetnie i do nikogo nie mam najmniejszych zastrzeżeń. Wszyscy zagrali z sercem, cudownie oddając emocje granych postaci. Ja jestem zachwycona. Po trzecie: piosenki! Nie tylko cudownie zaśpiewane (murowane, że po filmie przykleją się do ciebie na jakiś czas), ale przede wszystkim jest ich więcej, aniżeli w animacji. Wszystkie mi się bardzo podobają i przez jakiś czas pewnie będę je zajeżdżała na Spotify do znudzenia, ale najbardziej zakochałam się w How Does A Moment Last Forever w wykonaniu Kevina Kline'a oraz Evermore w wykonaniu Dana Stevensa (wklejam filmik poniżej). No i któż by się spodziewał, że Emma Watson potrafi tak śpiewać? Czy jest coś, czego ona nie potrafi? ;) Po czwarte: humor! Wiele scen wywołało na mojej twarzy uśmiech, wiele także sprawiło, że wybuchłam śmiechem – pralka, spotkanie Maurycego z Bryczkiem, przekomarzanie się Płomyka z Trybikiem, Maurycy próbujący przypomnieć sobie drogę do zamku, niektóre teksty Le Fou, kąpiel Bestii... Z nich wszystkich zaś bitwa na śnieżki rządzi najbardziej!
Piękna i Bestia to naprawdę rewelacyjny film. Ja się w nim zakochałam, wyszłam z sali kinowej totalnie oczarowana. Widząc kolejne materiały, jakie pojawiały się w sieci, wiedziałam, że to będzie coś pięknego, ale efekt końcowy przeszedł moje najśmielsze oczekiwania. Ach, to było jak sentymentalna podróż do dzieciństwa. W mojej ocenie twórcy tego filmu nie tylko nie zepsuli historii, jaką znamy z animacji, ale jeszcze bardziej ją wzbogacili. :)
A Wy? Oglądaliście już Piękną i Bestę? Jak Wam się podobała? Podyskutujmy! :)
Do zaczytania,
Zdjęcia z filmu oraz plakat pochodzą ze strony filmweb.pl.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz