poniedziałek, 5 marca 2018

Arsen – Mia Asher

Kiedy sięgam po romans, oczekuję historii, która mnie porwie, oczaruje i będzie pełna emocji. Oczekuję powieści, po przeczytaniu której będę czuła usatysfakcjonowanie poznaną fabułą i bohaterami. Jakiś czas temu miałam okazję sięgnąć po Arsena Mii Asher. Owszem, lektura dostarczyła mi silnych emocji, jednak niezupełnie takich, jakich oczekiwałam. Jeszcze nigdy nie zdarzyło się, bym odczuwała taką nienawiść i pogardę w stosunku do głównego bohatera książki.

Jedno niezwykłe spotkanie w deszczu odmieniło życie Cathy na zawsze. To wówczas, dwanaście lat temu, poznała Bena, który bardzo szybko oczarował ją, zdobył jej serce i był gotów zrobić wszystko, by była szczęśliwa.
Teraz, sześć lat po ślubie, Cathy ma wrażenie, że od tamtych szczęśliwych chwil minęły wieki. Niedawno po raz trzeci poroniła, a bardzo pragnie mieć dziecko. Czuje się pusta, cierpi samotnie, ale nie potrafi podzielić się z Benem swoim bólem i coraz bardziej odsuwa się od męża.
I właśnie wtedy Cathy poznaje Arsena. Jej firma ma współpracować z jego rodziną, a Arsen ma pod jej okiem szkolić się, by móc przejąć kiedyś rodzinny biznes. Arsen jest młody, przystojny i nie przywykł do tego, by kobiety mu odmawiały. To zakazany owoc, który ją kusi. I choć Cathy stara trzymać się od niego z daleka, nie może zaprzeczyć temu, że wywołuje w niej żywe reakcje. Reakcje, których dawno nie odczuwała.
Czy warto jednak poświęcić związek, nawet jeśli przechodzi chwilowy kryzys, dla kilku chwil zapomnienia w ramionach innego?

Okładka książki zapewnia, że jej czytelniczka albo ją pokocha, albo znienawidzi, ale na pewno nie pozostawi jej obojętną. Chyba jest w tym sporo prawdy, bo powieść ta zbiera bardzo dużo pozytywnych opinii, wśród których czasem przewijają się te raczej negatywne. Ja, niestety, skłaniam się ku tej niezadowolonej części czytelniczek. Nie jestem w stanie ujrzeć w tej książce zbyt wielu pozytywów, nie przypominam sobie też, kiedy ostatnio podczas czytania tak wściekałam się na głupotę bohaterki i jej idiotyczne decyzje.

Niemal cała powieść napisana jest z perspektywy Cathy, tylko nieliczne jej fragmenty napisane są z punktu widzenia Bena i Arsena. Jej akcja rozgrywa się dwutorowo: z jednej strony obserwujemy teraźniejszość, w której Cathy przeżywa kryzys w małżeństwie i poznaje Arsena, z drugiej zaś strony śledzimy początki jej związku z Benem i jesteśmy świadkami tego, jak oboje zakochali się w sobie. Im więcej dowiadywałam się na temat ich wspólnych początków – tego, jak Ben zdobywał jej serce, jak świata poza nią nie widział – tym coraz bardziej nienawidziłam Cathy za to, że odsuwa się od męża, a coraz bardziej zbliża się do Arsena.

Często, gdy czytam powieści, w których bohaterka wdaje się w romans, mimo iż jest w jakimś związku, kibicuję temu romansowi, bo ten drugi mężczyzna jest często lepszy, niż obecny, a jego zalety są w stanie złagodzić fakt zdrady. Tym razem nie kibicowałam bohaterce. Wściekałam się na Cathy, że jest idiotką, która nie stara się walczyć o swój związek, nie stara się być szczerą wobec Bena, którego przecież zna tyle lat, i nie potrafi powiedzieć mu, co jej leży na sercu. Wściekałam się, że zachowuje się jak kotka w rui, którą nie kieruje nic, poza najbardziej pierwotną chucią i daje się tak łatwo omamić prostackim sztuczkom klasycznego playboya. Miałam ochotę rzucać książką, bo Cathy jest taką kretynką.

Jedynym jasnym punktem tej powieści jest postać Bena. Tylko jego dało się tutaj polubić. To prawdziwy mężczyzna, który dba i troszczy się o ukochaną kobietę. Jest czuły, wrażliwy, opiekuńczy i przede wszystkim wierny. To wręcz ideał mężczyzny, który zrobi dla miłości wszystko, więc tym bardziej bulwersował mnie fakt, że mając taki skarb, Cathy ogląda się za kimś innym.
Kompletnym przeciwieństwem Bena jest Arsen. To arogancki, wulgarny i rozpuszczony dzieciak w skórze dorosłego mężczyzny, który myśli głównie rozporkiem. To facet, który uważa, że wszystko mu się należy, nie akceptuje odmowy, nie szanuje granic i szaleje, kiedy nie jest w stanie dostać tego, co chce. Nic nie było w stanie mnie do niego przekonać, nawet epilog, w którym autorka próbowała ocieplić jego wizerunek. Nienawidzę dziada i tyle.
Nienawiść, jaką czułam do Arsena, była jednak niczym w porównaniu do tej, jaką odczuwałam w stosunku do Cathy. Początkowo, owszem, współczułam jej, bo strata kolejnej ciąży, kiedy tak bardzo pragnie się dziecka, musi potwornie boleć, ale ten ból mogła dzielić z mężem, on w końcu też po raz kolejny tracił szansę, by zostać ojcem. Była jednak zbyt skupiona tylko na odczuwaniu swojego bólu. Im więcej błędów popełniała i im więcej podejmowała złych decyzji, tym coraz bardziej moje współczucie ustępowało pogardzie i nienawiści. Wściekałam się, że nie docenia tego, co ma i tak łatwo to wszystko niszczy. Im bardziej zagłębiała się w romans, tym coraz większą miałam nadzieję, że w którymś momencie mocno dostanie za to po tyłku. Chętnie napisałabym coś jeszcze na temat jej zachowania i myślenia, a raczej jego braku, bo czasami po prostu z tego wszystkiego opadały mi ręce, ale to byłby już poważny spoiler, zachowam zatem milczenie.

Sięgając po romans, oczekuję emocji, nie jednak takich, jakie odczuwałam podczas lektury Arsena. Romans ma rozgrzać moje serce, oczarować mnie, a nie sprawić, że wkurzam się coraz to nowymi, głupimi posunięciami głównej bohaterki. Romans nie ma też wywołać we mnie chęci rzucania książką, a już na pewno nie powinien sprawić, bym tak potępiała i nienawidziła bohaterkę, że czytam o niej dalej i nie porzucam lektury tylko dlatego, że mam nadzieję zobaczyć spektakularny upadek i życzę jej tego, by tak dostała po tyłku, że zostanie z niczym. Romans nie powinien wywoływać takich emocji, a ten takie właśnie emocje we mnie wywołał. Wolałabym o nim zapomnieć.

Wiele jest powieści, w których pojawia się zdrada. W zależności od sympatii i antypatii, bywa ona bardziej lub mniej do łatwa przełknięcia. Czasem jednak przełknąć jej się nie da i Arsen jest właśnie jedną z takich książek, przynajmniej w moim odczuciu. Poza postacią Bena i wątkiem początków jego związku z Cathy niewiele mi się tutaj spodobało, włączając w to zakończenie, które w mojej ocenie było przesłodzone i cukierkowe. Z przykrością stwierdzam, że ta książka była sporym rozczarowaniem.

Czy po tym wszystkim odradzałabym lekturę Arsena? Nie. Tę powieść trzeba przetestować na własnej skórze, bo, jak obiecuje okładka, albo się ją pokocha, albo znienawidzi, a skoro tyle czytelniczek ją chwali, istnieje możliwość, że Wam akurat się spodoba. Ostrzec muszę tylko przed jednym: jeśli nie znosicie wulgarnego języka i ostrych scen erotycznych, to nie jest książka dla Was.


Szczegółowe informacje:
Tytuł: "Arsen"
Autor: Mia Asher
Tytuł oryginalny: "Arsen"
Tłumaczenie: Iga Wiśniewska
Wydawnictwo: Szósty zmysł
Rok wyd.: 2017
Stron: 512
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Cena okładkowa: 39,90 zł







Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Szósty Zmysł.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Informacja
Na blogu zainstalowany jest zewnętrzny system komentarzy Disqus. Więcej o nim w Polityce Prywatności.