Szósty odcinek siódmego sezonu Gry o tron za nami. Tyle się wydarzyło, cóż to był za odcinek! Początek wypełniony był przezabawnymi dialogami, środek zaczął trzymać w napięciu, które z każdą chwilą rosło, a jego zakończenie zaś złamało zapewne niejedno serce (choć niektórych widzów pewnie porządnie wkurzyło). W każdym razie widowisko było przednie.
UWAGA, SPOILERY!
Jeśli nie oglądałeś jeszcze najnowszego odcinka Gry o tron, nie czytaj dalej.
Za Murem
Drużyna śmiałków (albo samobójców) chcących złapać żywego trupa brnie na Północ. Jest zimno, ale drogę umilają sobie rozmowami (tylko czemu nikt tam nie nosi czapki?). Te dialogi były tak zabawne, że uśmiech nie schodził mi z twarzy. Szczególnie teksty Tormunda i Ogara mnie rozśmieszały – rady na to, jak zachować ciepło; zgaszenie marudzenia Gendry'ego; dialog między Tormundem a Ogarem o rudzielcach, pocałowaniu przez ogień, ssaniu pewnej części ciała i przede wszystkim o Brienne – marzenie Tormunda o spłodzeniu potworów, które podbiją świat przebiło wszystko. 😂
Jon również przeprowadza parę ciekawych rozmów. Tormund komentuje jego niechęć do klęknięcia przed Daenerys i mówi o dumie Mansa Raydera, za którą zginęło wielu ludzi. Ciekawie wypada zestawienie jego słów z tym, o co Daenerys zapytała Jona w jaskini na Smoczej Skale – pytała wówczas, czy jego duma jest ważniejsza od życia jego ludzi. Krótką rozmowę Jon przeprowadza również z Jorah Mormontem – rozmawiają o Nedzie oraz Jeorze Mormoncie i tym, jak ten zginął. Jon chce oddać Mormontowi Długi Pazur, którego dostał kiedyś od Lorda Dowódcy, ale Jorah odmawia jego przyjęcia. Rozumiem, że Jon chciał być honorowy, ale, kurcze, to valyriańska stal – mordercza broń na Innych – i chciał się takiego miecza pozbyć?!
Jon rozmawia z Berickiem. Rozmawiają o Nedzie, wskrzeszeniu ich obojga, o Panu Światła i o tym, za co obaj walczą. Beric walczy za życie, choć wie, że ze śmiercią nigdy nie wygra, może ocalić życie innych ludzi.
Później drużyna idzie w zamieci śnieżnej, a gdzieś daleko pojawia się przed nimi cień zwierzęcia. Następuje niespodziewany atak martwego niedźwiedzia. Podskoczyłam, gdy tak wyskoczył znikąd na jednego z bezimiennych ludzi. Ginie kolejny z bezimiennych, Beric podpala niedźwiedzia swoim płonącym mieczem, a gorejący zwierz szarżuje na oniemiałego Ogara (zdziwiło mnie to, że ogień w zasadzie nic mu nie zrobił). Odpycha go Thoros, którego niedźwiedź powala i szarpie. Zwierza ubija Jorah Mormont, zadając mu cios sztyletem ze smoczego szkła. Thoros krwawi, a Beric przypala jego ranę ogniem. Walka z niedźwiedziem mocno trzymała w napięciu.
Jakiś czas potem drużyna natrafia na niewielką grupę umarlaków idących pod przywództwem jednego z Innych. Zastawiają na nich zasadzkę, chcąc pochwycić jednego z nich. Wywiązuje się walka, Jon walczy z Innym i zabija go, a wraz z nim rozsypuje się w pył prawie cała grupa umarlaków, zostaje tylko jeden (no patrzcie, akurat tyle potrzebowali). Obezwładniają go, ale jego krzyki wywołują alarm – nadciąga horda umarlaków. Szybko związują złapanego trupa, a Jon nakazuje Gendry'emu pobiec do Wschodniej Strażnicy i wysłać kruka do Daenerys. Tormund mówi mu, że ma zostawić młot, bo będzie go spowalniał (jak to usłyszałam, to sobie pomyślałam, że pewnie już po nim, skoro biegnie zupełnie bez broni). Jon widzi niewielkie wzniesienie i postanawia tam pobiec, ale okazuje się, że okala je jezioro. Drużyna staje, gdy lód zaczyna pękać, ale nadbiegająca horda skłania ich do ucieczki przez niebezpieczny lód. Docierają na wysepkę, ale w drodze ginie kolejny bezimienny członek wyprawy. Umarlaki biegną za nimi, ale powstrzymuje ich woda, która pochłania wielu z nich. Jon i reszta są otoczeni, pozostaje im tylko czekać na ratunek, o ile ten w ogóle nadejdzie. Od tej chwili było pewne, że napięcie będzie do samego końca mocne.
Gendry biegnie wytrwale (ma, chłopak, parę w nogach), nie zatrzymuje się ani na chwilę. Zapada noc, a on dociera wyczerpany do Muru. Przekazuje informację Davosowi, który wzywa maestra.
Jest poranek. Nocy na wysepce nie przeżył Thoros, który zamarzł na śmierć. Beric odmawia krótką modlitwę i podpala jego ciało. Jorah, Beric i Jon odchodzą na stronę i, marznąc (a mogli ogrzać się nad Thorosem 😂), rozmawiają o Białych Wędrowcach – gdyby udało im się ich zabić, zniszczyliby całą armię. Tutaj znowu Ogar poleciał z ciętym tekstem, by Beric uważał, bo to jego ostatnie życie. 😁 Ten serial byłby nudny bez takich postaci, jak m.in. Ogar.
Winterfell
Sansa i Arya stoją na murach Winterfell, Arya wspomina, jak uczyła się strzelać z łuku na dziedzińcu, czemu po cichu przyglądał się z dumą Ned. Oskarża Sansę o to, że pomogła Lannisterom go zabić. Wyciąga list znaleziony w komnacie i odczytuje jego treść. Sansa tłumaczy się, że ją zmusili, że była tylko dzieckiem, a Lannisterowie ją oszukali, co dla Aryi jest żadnym argumentem, bo ta wolałaby zginąć, aniżeli zdradzić rodzinę. Wytyka Sansie, że nic nie zrobiła podczas egzekucji Neda (co nie jest prawdą, w końcu Sansę musiał trzymać rycerz, kiedy jej ojca ścinano), a Sansa ripostuje, że ona także niczego nie uczyniła i przechodzi do ataku, mówiąc jej, że powinna na kolanach dziękować siostrze za odzyskanie Winterfell. Wypytuje o to, skąd wzięła list i komu go pokazała. Arya widzi, że Sansa boi się, iż lordowie Północy mogliby go zobaczyć i odwrócić się od Starków. Sansa mówi jej, że w gniewie ludzie robią nierozsądne rzeczy, co Arya ripostuje słowami, że w strachu również robią nierozsądne rzeczy, a ona wybiera gniew. Konflikt między siostrami wyraźnie narasta.
Później Sansa rozmawia z Littlefingerem. Zastanawia się, skąd Arya wzięła list, na co Petry odpowiada, że nie ma pojęcia (kłamliwy manipulant), a Arya jest zaradną dziewczyną. Sansa obawia się, że lordowie mogliby opuścić Winterfell, gdyby poznali jego treść, bo już kilka razy zmieniali swoje decyzje w kwestii poparcia Jona. Baelish, cwana bestia, mówi jej, że Arya nie zdradzi rodziny. Podsuwa jej pomysł, że w razie czego, gdyby siostra jej zagroziła, Brienne ją obroni. Do czego dąży w swoich knowaniach Littlefinger? Zaczynam się w tym nieco gubić.
Maester przynosi Sansie wiadomość – to zaproszenie do Królewskiej Przystani. Dziewczyna nie zamierza postawić tam stopy, póki na tronie zasiada Cersei, dlatego postanawia wysłać Brienne w swoim imieniu. Ta jednak ma pewne opory – nie chce zostawiać Sansy samej z Littlefingerem, ma go za niebezpiecznego człowieka (i słusznie). Sansa jednak nie zamierza tego słuchać, w końcu nie jest małym dzieckiem, by trzeba było ją niańczyć, i wydaje jej wyraźny rozkaz. W ogóle nie rozumiem tego całego zaproszenia. To prawdziwe zaproszenie czy kolejne zagrywki Littlefingera? I jaki cel miałaby Cersei, by ją zapraszać? No chyba że to zaproszenie dla Jona, który ma się stawić na pertraktacje w sprawie wojny z Innymi. Zapewne wszystkiego dowiemy się w kolejnym odcinku.
Sansa przeszukuje komnatę Aryi i znajduje jej torbę, a w niej twarze (druga należy do Waldera Freya, ale czyja była ta pierwsza?). Siostra nakrywa ją na tym i widać, że Sansa się jej boi. Pyta Aryę o to, czym są te twarze, a więc ta tłumaczy jej ich pochodzenie i co mogą jej dać. Mówi o tym, kim obie chciały być jako dzieci, i tłumaczy, że dzięki twarzom może być, kim tylko zechce. Nawet Sansą. Bierze sztylet do ręki, podchodzi do siostry i mówi jej, że wystarczy, że zdobędzie jej twarz. Sansa jest przerażona, ale Arya oddaje jej sztylet i wychodzi. Nie wiem, czy rozumiem, co wydarzyło się w tej scenie. Czyżby Arya chciała pokazać, że choć może budzić strach, Sansa nie powinna jej sie obawiać? To było maksymalnie dziwne.
Daenerys rozmawia z Tyrionem. Mówi, że ceni w nim to, że nie pozuje na bohatera, jak Drogo, Jorah, Daario czy Jon Snow. Tyrion zauważa, że wymienionych przez nią mężczyzn łączy to, że wszyscy zakochali się w niej. Podobała mi się reakcja Daenerys, jak to niby temu zaprzecza, ale na twarzy pojawił się cień uśmiechu, i słowa Tyriona, że pewnie Jon patrzy na nią takim tęsknym wzrokiem, bo liczy na sojusz. 😁 Love is in the air... 💕 Dany jeszcze się do tego nie chce przyznać, ale Jon nie jest jej całkiem obojętny, nawet kiedy twierdzi, że jest dla niej „za mały”.
Rozmowa schodzi na temat Cersei i możliwego spotkania między nią a Dany. Rozmawiają o tym, co ona może planować i ewentualnych planach Smoczej Królowej na to spotkanie, o tyranii strachu i tym, co ma uczynić Dany, by nie powtórzyć błędów poprzednich władców. Tyrion wytyka jej zbyt pochopne wydanie wyroku na Tarlych, ale zapewnia, że wierzy w to, że uda jej się zrealizować swoją wizję świata. Wyraża także obawę o to, kto będzie po niej kontynuował jej dzieło, ale Dany nie chce rozmawiać o następcach, kiedy sama jeszcze nie zasiadła na tronie. To trochę wydało mi się dziwne, że Tyrion poruszył ten temat właśnie w tym momencie, bo rzeczywiście powinien bardziej skupić się na tym, by najpierw ten tron zdobyć.
Daenerys, otrzymawszy wiadomość od Davosa, postanawia wyruszyć na ratunek Jonowi. Tyrion odprowadza ją, ale błaga, by nie wyjeżdżała, bo to niebezpieczne i jeśli tam zginie, wszystko, o co walczyli, przepadnie. Zapytany, co ona w takim razie ma zrobić, odpowiada, że nic, choć nie zrobić nic to najtrudniejsza decyzja. Daenerys nie zmierza jednak stać bezczynnie i wyrusza w drogę. Ta scena mnie zbulwersowała. Ja rozumiem bezpieczeństwo Dany i drżenie o losy Królestwa, ale, kurcze, to był plan Tyriona! To on wymyślił, że mają złapać umarlaka, a kiedy pojawiły się problemy, postanowił zostawić ludzi, których wysłał na pewną śmierć, bez żadnej pomocy. A sam kiedyś mówił, że śmierć jest tak nierzeczywista, kiedy dotyczy innych... 😒
Bitwa z armią umarłych
Ogar wyraźnie się nudzi i zaczyna rzucać kamieniami. Pierwszy rzut urywa jednemu z trupów żuchwę (śmiechłam na to bardzo 😁), ale drugi rzucony kamień, większy, ląduje na środku lodu i siłą rozpędu sunie po lodzie pod nogi truposza. W tym momencie pomyślałam sobie „Ogar, ty idioto!”. To poruszenie na wyspie wśród drużyny Jona było nieco zabawne, ale zaraz potem żarty się skończyły. „Uszkodzony” wcześniej trup rusza w kierunku wysepki, drużyna wyciąga broń, a za trupem ruszają inni martwi. Zaczyna się bitwa.
Jon walczy Długim Pazurem, Beric płonącym mieczem, Jorah dwoma sztyletami ze smoczego szkła, Tormund siekierką zrobioną ze smoczego szkła, a Ogar początkowo młotem Gendry'ego, ale szybko go porzuca na rzecz mniejszej i bardziej poręcznej broni ze smoczego szkła. Walczą z nimi także dwaj bezimienni mężczyźni. Walka jest zażarta, mężczyźni dzielnie wywijają bronią. Jorah ratuje Jona, a ten stara się odciągnąć schwytanego umarlaka, bo jego armia chyba chce go uwolnić. Ginie jeden z bezimiennych, a Jon zarządza cofnięcie się. Martwi napierają i przewracają Tormunda, którego zaraz obskakują (napięcie sięga zenitu, bo Tormund po prostu nie może umrzeć!). Jego wołanie o pomoc słyszy Ogar, który ratuje mu życie. Jon ciągnie jeszcze dalej pojmanego trupa, mężczyźni dalej się cofają pod napływem umarlaków, ale ci zaczynają napierać także z drugiej strony. Ginie kolejny bezimienny człowiek. Jon zaczyna rozglądać się i dociera do niego, że nie wyjdą z tego cało. Obserwujemy scenę w zwolnionym tempie. Towarzysze broni patrzą się po sobie. Ta scena przypomina moment z Bitwy Bękartów, w którym Jon był przekonany, że Boltonowie zwyciężą. W tej jednak chwili niebo rozjaśnia płomień. Daeneys przybywa z odsieczą, pali trupy, rozwala lód jeziora i ląduje Drogonem na wysepce (ta muzyka, ta akcja, te emocje – normalnie miałam ciarki). Dany wyciąga rękę do Jona, a Jon do Dany, ale gdy zauważa, że nadbiegają kolejne umarlaki, biegnie je zabijać. W tym czasie Jorah, Tormund, Ogar i Beric ładują się na Drogona (to, jak Ogra wrzucił schwytanego umarlaka na róg smoka, było śmieszne 😁). Jon dalej walczy, zamiast się ewakuować, a Nocy Król wyciąga lodową włócznię i rzuca nią. Trafia Viseriona, który mocno krwawi i pikuje w dół, a zaraz wpada do wody, umiera i tonie. Ta scena po prostu łamie serce – ten pełen bólu krzyk Viseriona, ryk Drogona, przerażenie i szok w oczach Dany i drużyny śmiałków... Masakra. 😭 Jon jest wściekły, chce walczyć dalej, ale zauważa, że szykowana jest kolejna włócznia, więc nakazuje Daenerys uciekać. Sam wpada pod lód z umarlakami. Drogon odlatuje, a rzucona włócznia chybia celu. Z odlatującego smoka prawie spada Jorah, ale ratuje go Ogar. Dany ostatni raz patrzy na wodę, w której zniknął Jon.
Nocny Król odchodzi, a martwi podążają za nim. Jon wyłania się z wody, wychodzi, jest przemoczony i zziębnięty. Zauważają go niektóre z trupów, idą w jego stronę. Jon przygotowuje się do ostatecznej walki, ale wtedy przez tłum umarlaków przebija się tajemniczy jeździec na koniu. Staje przy Jonie, odsłania twarz – to wuj Benjen. Wsadza Jona na konia i każe mu odjechać, a sam staje do walki i wkrótce ginie pod naporem umarlaków. Jon odjeżdża, patrząc na to. Jakim cudem Ben wiedział, kto tam został i w którym momencie wkroczyć? Żal mi tej postaci, bo stał się takim bohaterem ratującym z beznadziejnej sytuacji i już trzeba się z nim pożegnać.
Po bitwie
Na plaży przy Wschodniej Strażnicy Ogar pakuje umarlaka na łódź. Tormund dziękuje mu skinieniem za ratunek (tu chyba jakaś nić sympatii się między nimi nawiązała), a Beric mówi mu, że jeszcze się spotkają. Ogar ma nadzieję, że to się nie wydarzy. Tormund i Beric słyszą skrzek Drogona, smok lata nad Murem.
Na Murze Daenerys wypatruje powrotu Jona. Nie ma wątpliwości, że czuje coś do niego. Mormont mówi jej, że pora wyjeżdżać, ale ta prosi o jeszcze chwilę. Gdy już się odwraca, słyszy sygnał zwiastujący powrót zwiadowców. Jon wraca na koniu. Jest kompletnie przemarznięty, Davos wyciąga go z zamarzniętych futer i kładzie w łóżku na statku. Dany przygląda się temu i widzi jego blizny po śmiertelnych ciosach zadanych mu przez braci z Nocnej Straży.
Jon budzi się i widzi Daenerys siedzącą przy nim. Żałuje tego, co się stało, chciałby cofnąć czas i nigdy nie wyruszyć za Mur, ale Dany mówi, że musiała to zobaczyć na własne oczy. Tłumaczy mu, że smoki są jedynymi dziećmi, jakie kiedykolwiek będzie miała i obiecuje, że razem pokonają Nocnego Króla. Jon zwraca się do niej słowami „dziękuję, Dany” (to było takie słodkie!), czym rozczula Daenerys i przypomina jej, że ostatnim, kto tak się do niej zwrócił, był jej brat, który byłby dla Jona raczej marną kompanią. Wobec tego ten zwraca się do niej „moja Królowo”, czym chyba jeszcze bardziej ją rozczula. Mówi, że klęknąłby, ale daje do zrozumienia, że w tej chwili nie jest w stanie, Dany zaś pyta o jego ludzi, czy to zaakceptują, na co Jon odpowiada, że ujrzą w niej to, co widzi on (tyle słodyczy wylano tym na moje serce 💕). Dany chwyta go za rękę i mówi, że ma nadzieję, iż będzie tego godna, a Jon odpowiada, że jest. Kiedy ona zamierza zabrać dłoń, Snow ją przytrzymuje. Patrzą sobie w oczy, aż wreszcie Dany przerywa spojrzenie i mówi, że Jon musi odpocząć. Szczerze powiedziawszy, myślałam, że w którymś momencie ona go pocałuje, ale na to chyba muszę jeszcze poczekać. 😊
Za Murem umarlaki wyciągają Viseriona z jeziora. Skąd oni wytrzasnęli tak ogromne łańcuchy i jak zaczepili je o smoka? Chciałabym poznać odpowiedzi na te pytania. 😁 Nocny Król (kij mu w oko) kładzie dłoń na Viserionie i ożywia go. 😒
***
Ten odcinek był naprawdę mocny. Aż takiego napięcia jeszcze w tym sezonie nie było. Najbardziej szkoda oczywiście Viseriona. Daenerys miała taką przewagę w trzech smokach, a teraz nie dość, że ma tylko dwa, to jeden będzie teraz po stronie Nocnego Króla. Kogo można winić za taki rozwój wypadków? Po części Jona, bo zamiast wziąć tyłek w troki i wsiąść na smoka, postanowił jeszcze pobawić się w pogromcę umarlaków. Po części Ogara, bo głupek jeden rzucał kamieniami, a kilka chwil później Daenerys przybyłaby na smoku i zabrała ich stamtąd bez bitwy. Po części Tyriona, bo wpadł na tak idiotyczny pomysł, by łapać umarlaka. Można winić też i Daenerys, że tam poleciała, ale jej mogę odpuścić, bo w końcu pokazała, że nie zamierza kryć się jak tchórz.
W tym odcinku nie bardzo mi pasował cały wątek Winterfell. Jakimś pomieszaniem z poplątaniem jest to, co tam się dzieje. Niech już ktoś zrobi porządek z Littlefingerem.
Niektórzy narzekają na to, co dzieje się między Daenerys a Jonem, bo ona jest jego ciotką, ale mnie tam podoba się ten wątek. Fajna chemia jest między aktorami, to czuć i nie mogę doczekać się, aż między nimi zrobi się poważniej. 😊
Ach, nie mogę uwierzyć w to, że został nam już tylko jeden odcinek... Jak ja wytrzymam oczekiwanie na ósmy sezon??? 😢
W tym odcinku nie bardzo mi pasował cały wątek Winterfell. Jakimś pomieszaniem z poplątaniem jest to, co tam się dzieje. Niech już ktoś zrobi porządek z Littlefingerem.
Niektórzy narzekają na to, co dzieje się między Daenerys a Jonem, bo ona jest jego ciotką, ale mnie tam podoba się ten wątek. Fajna chemia jest między aktorami, to czuć i nie mogę doczekać się, aż między nimi zrobi się poważniej. 😊
Ach, nie mogę uwierzyć w to, że został nam już tylko jeden odcinek... Jak ja wytrzymam oczekiwanie na ósmy sezon??? 😢
A Wy? Oglądaliście? Jak Wam się podobało się to, co zobaczyliście w szóstym odcinku tego sezonu?
Źródło plakatu z grafiki: HBO
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz