środa, 16 sierpnia 2017

Pod wrażeniem: Gra o tron S07E05

Piąty odcinek siódmego sezonu Gry o tron za nami. Był on zdecydowanie spokojniejszy od poprzedniego, akcja nie była już tak dynamiczna, ale za to zaliczyliśmy kilka ciekawych spotkań i dowiedzieliśmy się rzeczy, które rzuciły nowe światło na pewne wątki. Była to też rozgrzewka przed ostatnimi dwoma odcinkami sezonu, które po prostu muszą powalić nas na kolana (bo inaczej wszyscy będziemy wściekli).

UWAGA, SPOILERY!
Jeśli nie oglądałeś jeszcze najnowszego odcinka Gry o tron, nie czytaj dalej.
Nieco postanowiłam zmienić sposób komentowania wydarzeń z odcinka – komentarze dotyczące treści poszczególnych wydarzeń umieściłam w nawiasach zaraz po jego opisie i zaznaczyłam kursywą. Nie miesza się w ten sposób mój komentarz do treści odcinka.

Pole bitwy
Bron wyciąga Jaime'a z rzeki (jest silny, skubaniec – żeby rycerza w pełnej zbroi wyciągnąć z dna? no po prostu wow!), ale ten, zamiast mu podziękować, ma do niego pretensje, że wrzucając go do wody, mógł go zabić (co tam smok, który chciał go upiec) i przeszkodził mu w zakończeniu wojny, co miało zapewnić zabicie Daenerys. Bron pyta go, czy nie zauważył smoka, który stanął przed nią (haha, idealnie w punkt 😃), i mówi mu, że póki nie dostanie tego, co Jaime mu obiecał, nie ma mowy, by pozwolił mu umrzeć (i słusznie, bo po tylu przejściach należy mu się ten zamek jak psu buda). Królobójca w końcu przeżywa olśnienie (a jeszcze chwilę temu nie widział w smoku zbytniej przeszkody), że Lannisterowie tej wojny nie wygrają, kiedy po stronie wroga pojawi się nie jeden, a trzy smoki. Musi o tym poinformować Cersei (reakcja Bronna na jego słowa świetna 😃).
Po polu bitwy krąży przerażony Tyrion. Ogrom śmierci i zniszczenia go przytłaczają. Dothrakowie zbierają jeńców i prowadzą ich przed oblicze Daenerys. Ta oznajmia im, że wbrew temu, co powiedziała Cersei, nie przybyła do Westeros by palić miasta i mordować ludzi, lecz by zakończyć tyranię. Żąda od jeńców posłuszeństwa – albo przed nią klękną, albo umrą (a przed chwilą mówiła, że nie będzie mordować, hehe 😃). Część z żołnierzy od razu klęka, część swoim rykiem „przekonuje” do tego Drogon (to było w sumie zabawne). Wśród stojących znajdują się Dickon i Randyll Tarly. Randyll jest nieugięty i mówi, że ma już królową. Tyrion wytyka mu zdradę Tyrellów i poparcie Cersei, która zamordowała prawowitą królową. Tarly nie pozostaje mu dłużny i wytyka mu zamordowanie ojca. Mimo wszystko Tyrion stara się znaleźć jakieś rozwiązanie, które zapobiegłoby niepotrzebnej śmierci. Proponuje wysłanie go na Mur, ale Randyll nie zamierza zmienić zdania (niech sczeźnie, podły dziad, za to jak traktował Sama). Dickon idzie w ślady ojca (szkoda go, był przystojny). Oboje wolą umrzeć, niż służyć obcej królowej, która przybyła z armią dzikusów. Wobec tego Daenerys wydaje na nich wyrok śmierci (kiedy powiedziała, że nie zetnie ich głów, byłam przekonana, że rzuci ich Drogonowi na pożarcie). Oboje giną spaleni żywcem przez smoka. To przekonuje do posłuszeństwa resztę jeńców (cóż, to też było dobre). Tyrion jest w szoku.

Winterfell
Kruki opanowane przez Brana patrolują ziemie za Murem. Widzą armię umarłych kroczącą w kierunku Wschodniej Strażnicy. Bran budzi się z transu i każe maestrowi wysłać do Jona i Cytadeli kruki z wiadomością o zbliżającym się niebezpieczeństwie.
Podchorąży Starków skarżą się Sansie na nieobecność Jona. Mówią, że wybrali jego na Króla Północy, ale być może powinni wybrać ją. Sansa odpiera ich zarzuty, ale nie jest w tym zbyt stanowcza. Wszystkiemu przygląda się Arya. Ma pretensje do siostry, że pozwoliła obrażać Jona (jak widać, nie na długo wystarczyło tej siostrzanej miłości i dawna antypatia zaczyna powracać). Sansa tłumaczy jej, jak wiele Winterfell zawdzięcza podchorążym, i mówi, że nie może ich lekceważyć. Arya zwraca uwagę na to, że Sansa zajęła komnatę rodziców i zachowuje się jak pani na zamku. Oskarża ją o to, że podświadomie myśli już o tym, że Jon nie wróci. Sansa lekceważy ją, mówiąc, że ma robotę do zrobienia (cóż, prawda bywa bolesna).
Później Arya obserwuje poczynania Littlefingera. Widzi, jak przekupuje jakąś służącą, rozmawia z Yohnem Roycem i Robettem Gloverem, maester przynosi coś do jego komnaty, niby na rozkaz lady Sansy. Kiedy Baelish opuszcza komnatę, Arya wkrada się do niej i przeszukuje ją. Znajduje list, jaki kiedyś Sansa napisała do Robba. Pisała w nim o śmierci króla Roberta, zdradzie ojca i dobrym traktowaniu jej przez Lannisterów. Prosiła wówczas także o to, by przyjechał do stolicy, żeby klęknąć przed Joffreyem. Kiedy Arya opuszcza komnatę Littlefingera, ten obserwuje są zza rogu (Baelish śmiało sobie poczyna. Widzi zagrożenie w osobie Aryi i wie, że musi skłócić siostry, by młodsza nie miała wpływu na decyzje starszej. Jak mnie wkurza to jego knucie. Arya łatwo łyka przynętę, ale treść listu trafiła na podatny grunt – siostry od zawsze darły ze sobą koty i to teraz są tego efekty, że Arya nie ufa siostrze.).

Smocza Skała
Daenerys wraca na Drogonie na Smoczą Skałę. Ląduje na klifie, gdzie akurat przebywa Jon. Smok zbliża się do Jona, wącha go (czyżby wyczuwał w nim krew Targaryenów?), pozwala mu wyciągnąć dłoń, dotknąć się i pogłaskać (niesamowita i majestatyczna scena, zostało w niej ujęte całe niebezpieczne piękno tych stworzeń). Sytuacji tej przygląda się Dany i nie może uwierzyć w to, co widzi („o kurcze, on akceptuje moje dzieci!” 😃). Jest autentycznie zszokowana, że Drogon pozwolił zbliżyć się obcemu człowiekowi (Jon pewnie zyskał tym w jej oczach kilka punktów do atrakcyjności). Kiedy zsiada ze smoka, rozmawiają o ich pięknie (jej mina, kiedy Jon powiedział, że „piękne” nie jest słowem, którego szukał, była bezcenna 😃) i wygranej bitwie. Dany pyta go też o wspomnianym przez Davosa ugodzeniu sztyletem, ale Jon zbywa ją. Ich rozmowę przerywa pojawienie się Joraha Mormonta. Dany jest szczęśliwa, że rycerz wyzdrowiał i z dumą gotowa jest przyjąć go z powrotem. Przytula go, czemu przygląda się Jon (wydaje mi się, czy widać było na jego twarzy ukłucie zazdrości? 😃).
Tyrion rozmawia z Varysem o ostatnich poczynaniach Daenerys i śmierci Tarlych. Varys wspomina czasy Szalonego Króla i swoje rozterki, kiedy widział umierających na jego oczach ludzi. Radzi Tyrionowi, by zrobił coś, żeby Matka Smoków zaczęła wreszcie słuchać doradców (nie będzie łatwo, bo Dany już nieraz udowodniła, że ostatecznie sama podejmuje decyzje). Varys ma dla Jona wiadomość z Winterfell – Arya i Bran żyją, a armia umarłych zmierza do Wschodniej Strażnicy. Tyrion wpada na pomysł, by schwytać żywego trupa jako dowód na prawdziwość słów Jona (haha, jakież to proste – złapać jednego umarlaka 😃). To miałoby przekonać Cersei do zawarcia rozejmu i wysłania wojsk do walki z Nocnym Królem. Sam natomiast chce porozmawiać z Jaimem, by przekazać mu wiadomość o Innych. W tym celu uda się do Królewskiej Przystani, a Davos ma go tam przemycić (szalone plany to chyba w tym sezonie znak firmowy Tyriona, gdzież podział się jego rozsądek?). Jon decyduje się wyjechać do Wschodniej Strażnicy, by pochwycić umarlaka (powodzenia, Jon!). Mormont chce mu w tym towarzyszyć. Daenerys mówi Jonowi, że nie wyraziła zgody na jego wyjazd, co Jon ripostuje słowami, że nie potrzebuje zgody, bo sam jest królem (to było dobre). Prosi ją jednak o zaufanie.

Królewska Przystań
Jaime przybywa do stolicy, bo poinformować Cersei o klęsce. Ta ma nadal nadzieję na zwycięstwo, ale Jaime uświadamia jej, że z Dothrakami i smokami nie mają żadnych szans i nawet skorpion Qyburna okazał się bezużyteczny (jak to miło patrzeć, jak ich pewność siebie znika). Cersei pyta go, co w takim razie mają zrobić – zawrzeć pokój z Daenerys? Mówi mu, że Tyrionowi nie można ufać, bo zabił ich ojca i syna. Wówczas Jaime mówi jej, że Olenna przyznała się do zamordowania Joffreya (czekałam na ten moment i jej reakcję). Początkowo Cersei w to nie wierzy, ale Jaime tłumaczy jej motywy i królowa daje temu wiarę. Jest wściekła, że śmierć Olenny nie była bolesna, na co według niej nestorka Tyrellów zasłużyła (ten środkowy palec Olenny zza grobu był po prostu piękny). Mimo iż Jaime próbuje przekonać Cersei do zakończenia wojny, ta jednak woli zginąć w walce (ha, tak jakby kiedykolwiek sama stanęła do walki) niż skapitulować.
Davos przemyca Tyriona do stolicy. Bron pod pozorem treningu prowadzi Jaime'a do podziemi zamku. Na miejscu okazuje się, że zaaranżował spotkanie braci Lannisterów. Rozmawiają o Casterly Rock, Tyrion przyrównuje go do ojca, ale Jaime każe mu o nim nie wspominać. Jest na Tyriona wściekły, ale ten broni się, mówiąc, iż Tywin chciało go zabić tylko za to, że jego syn jest karłem (jakby nie był zły na brata, Jaime powinien to zrozumieć, w końcu on jedyny traktował Tyriona jak członka rodziny). Potem tłumaczy mu cel swojej wizyty – ostrzega, że tej wojny nie wygrają, ale Daenerys proponuje zawarcie rozejmu.
Davos krąży po Zapchlonym Tyłku i trafia do kuźni na Żelaznej. Znajduje tam Gendry'ego i wita go słowami, iż myślał, że ten nadal wiosłuje (ach ten humor Davosa, bez niego byłoby nudno 😃). Ten mówi mu, że wyczekiwał chwili, kiedy będzie mógł stanąć do walki. Davos proponuje mu przyłączenie się do Jona, na co Gendry bez wahania się zgadza. Bierze młot i rusza w drogę (widać, że ma w sobie coś z Roberta, w końcu ten walczył młotem).
Davos i Gendry udają się do łodzi. Zaczepiają ich dwaj żołnierze Lannisterscy. Davos sprzedaje im historyjkę o przemycie sfermentowanego mięsa kraba i daje łapówkę. Kiedy już mają odejść, nadchodzi Tyrion i od razu zwraca ich uwagę. Davos próbuje ich przekupić, ale ci węszą już nagrodę, jaką da im królowa za schwytanie karła. Do akcji wkracza Gendry i dwoma ciosami mota rozwiązuje problem (no to było mocne, od razu zyskał tym w moich oczach 😃).
Jaime udaje się do Cersei po spotkaniu z Tyrionem. W jej komnacie zastaje ją w towarzystwie Qyburna, który zaraz wychodzi. Mówi jej o spotkaniu z bratem, jego propozycji zawieszenia broni, maszerującej armii umarłych i dowodzie na ich istnienie, jaki ma być dostarczony. Cersei jest wyjątkowo spokojna, ale zamiast zareagować na jego słowa, pyta go o to, jak zamierza ukarać Brona za to, że robił coś za jego plecami. Informuje go, że dobrze wiedziała o tym spotkaniu, bo nic nie dzieje się w stolicy bez jej wiedzy. Zarzeka się także, że cokolwiek stanie im na drodze, pokonają to, bo mają dla kogo to zrobić, czym daje mu do zrozumienia, że spodziewa się dziecka (jak dobrze pamiętamy, wiedźma przepowiedziała jej trójkę dzieci, więc Cersei albo poroni tę ciążę, albo kłamie, by mieć pewność, że Jaime jej nie opuści). Ten, wzruszony, pyta o to, czy przyzna, kto jest ojcem. Cersei nie zamierza niczego ukrywać, bo „lew nie dba o opinię owiec”. Przytula Jaime'a i mówi mu, by nigdy jej nie zdradził (co mogłoby przemawiać za tym, że sobie z nim pogrywa).

Cytadela
Arcymeastrowie rozprawiają o wiarygodności wiadomości Brana. Przysłuchuje się temu Sam i postanawia się włączyć do rozmowy. Mówi im o tym, że Bran nie kłamie, oraz o tym, co sam widział za Murem. Radzi wysłać wiadomości do lordów o zagrożeniu i przeszukiwać księgi, by znaleźć informacje o Długiej Nocy. Arcymaestrowie jednak są ostrożni, obawiają się, że wiadomość ta to podstęp Daenerys i postanawiają nic z tym nie robić (To takie wkurzające – banda dziadów, którzy nosa nie wyściubiają z tej swojej durnej Cytadeli, decyduje o losach całego królestwa i gdzieś ma jakiekolwiek ostrzeżenia. To frustrujące jak diabli.).
Sam spędza wieczór na przepisywaniu starych zwojów. Towarzyszy mu Goździk, która czyta zapiski Wielkiego Septona Maynarda (podziwiam, że tak dobrze nauczyła się czytać). Wielki Septon prowadził bardzo szczegółowe notatki – policzył nawet wszystkie stopnie w Wielkim Sepcie, zapisywał każde swoje wypróżnienie (fuj, musiało mu się naprawdę nudzić). Wśród jego zapisków znajduje informację o tym, że Maynard unieważnił małżeństwo księcia Rhaegara i ożenił go podczas sekretnej ceremonii w Dorne (szczęka mi opadła na tę informację, bo z tego wynika, że Lyanna i Rhaegar pobrali się, więc Jon nie jest bękartem, lecz ich synem z prawego łoża, co znaczy, że ma większe prawa do Żelaznego Tronu niż Daenerys! wow, po prostu wow!!!). Sam, nie znając prawdy o Jonie, nie widzi w tej informacji nic interesującego. Wkurza go natomiast to, że każą mu zachować dla potomności tak bezużyteczne informacje, jak ilość wypróżnień jakiegoś septona, podczas gdy to, co najważniejsze i potrzebne w tej chwili, czeka nieodkryte w księgach (reakcja Goździk na jego słowa, że chodziło o stopnie, a nie wypróżnienia – bezcenna 😃). Wzburzony wychodzi do biblioteki, skąd zabiera kilka ksiąg i zwojów, pakuje się i opuszcza wraz z rodziną Cytadelę. Ma dość czytania o lepszych niż on (Sam naprawdę mocno zyskał w moich oczach, w końcu zrozumiał, że maestrowie to banda siedzących na tyłkach zarozumialców).

Pożegnanie ze Smoczą Skałą
Davos prowadzi Gendry'ego do Jona. Każe mu ukryć swoją tożsamość, ale kiedy do spotkania dochodzi, ten ujawnia, kim jest naprawdę (zabawne było ich wzajemne porównywanie do ojców, że Gendry jest chudszy od Roberta, a Jon niższy od Neda 😄). Rozmawiają o swoich ojcach i łączącej ich przyjaźni. Gendry wyraża chęć dołączenia do Jona i walki po jego stronie.
Jon, Davos, Jorah i Gendry opuszczają Smoczą Skałę. Tyrion rozmawia krótko z Mormontem i daje mu monetę, którą kiedyś otrzymał od handlarza niewolników, by wystarczyła mu do końca życia (przyjemnie było popatrzeć na ich krótkie spotkanie i przyjaźń, jaka między nimi się nawiązała). Mówi mu, że ma mu ją zwrócić, kiedy znów się spotkają. Następnie Daenerys żegna się z Jorahem i Jonem. Jon mówi jej, że jeśli zginie, nie będzie musiała już przejmować się Królem Północy, na co ta odpowiada mu, że już do niego przywykła (coś ewidentnie tutaj między nimi zaczyna się kroić 😁). Jon życzy jej szczęścia w przyszłych bitwach.

Wschodnia Strażnica
Jon z ekipą docierają do Wschodniej Strażnicy, gdzie obecnie przebywa Tormund. Rozmawiają o zamiarach Jona, o obu królowych i nieobecności Brienne (ach, jak ja tęskniłam za Tormundem, jego niewyparzonym językiem i jego zauroczeniem Brienne ❤). Tormund prowadzi Jona do celi, w której znajdują się Beric Dondarrion, Thoros z Myr i Ogar. Oni także chcą iść za Mur, by walczyć z umarłymi. To spotkanie powoduje pewne niesnaski – Gendry mówi, że Bractwu nie można ufać, bo sprzedali go Czerwonej Kapłance. Jorah Mormont rozpoznaje Thorosa – walczył z nim podczas szturmu na Pyke. Słysząc nazwisko Joraha, Tormund wypomina, że jego ojciec mordował dzikich, ten zaś odpowiada, że ci nie pozostawali mu dłużni. Dondarrion ucisza ich, mówiąc, że wszyscy mają jednego wroga, a Jon przyznaje mu rację i wypuszcza więźniów z celi. Za Mur rusza siedmiu kompanów: Jon, Jorah, Gendry, Tormund, Beric, Thoros i Ogra (co za drużyna! nie wpadłabym na to, że oni wszyscy mogą się kiedykolwiek spotkać), wraz z nimi rusza kilku bezimiennych ludzi (którzy pewnie pełnić będą rolę mięsa armatniego, które polegnie w walce z umarlakami, bo przecież główni bohaterowie muszą przeżyć).

***
Tak jak napisałam we wstępie, nie było to tak spektakularny odcinek (no, może poza początkiem), jak poprzedni, ale i tak sporo się w nim działo. W mojej ocenie najlepszymi jego momentami było głaskanie Drogona przez Jona, smok skłaniający jeńców do posłuszeństwa, uformowanie ekipy idącej za Mur i powrót Gendry'ego. Największą bombą była zdecydowanie informacja o ślubie Rhaegara i wynikające z tego faktu konsekwencje. Mimo wszystko oceniam ten odcinek bardzo pozytywnie i aż żałuję, że zostały nam już tylko dwa. 
A Wy? Oglądaliście? Jak Wam się podobało się to, co zobaczyliście w piątym odcinku tego sezonu?


Źródło plakatu z grafiki: HBO

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Informacja
Na blogu zainstalowany jest zewnętrzny system komentarzy Disqus. Więcej o nim w Polityce Prywatności.