W czerwcu ubiegłego roku po raz pierwszy miałam okazję sięgnąć po twórczość Krzysztofa Koziołka. Góra Synaj, będąca kryminałem retro, zrobiła wówczas na mnie naprawdę dobre wrażenie, dlatego też z chęcią sięgnęłam po jego najnowszą powieść, Imię Pani. Czy i tym razem byłam pod wrażeniem talentu autora?
Jest rok 1934. Gustav Dewart, komisarz policji kryminalnej, przeżył niedawno osobistą tragedię. By dać odpocząć skołatanym nerwom, przyjmuje zaproszenie wuja do spędzenia czasu w benedyktyńskim opactwie w Grüssau (Krzeszowie). Po dwóch tygodniach spędzonych w towarzystwie zakonników i rozmodlonych wiernych Dewart zaczyna odczuwać zmęczenie. Irytują go zimno, które wdziera się w każdą szczelinę, brak zajęć i poczucie, że ludzie oceniają jego religijność. A raczej jej brak. Kiedy decyzja o jego wyjeździe jest prawie podjęta, w opactwie dochodzi do śmiertelnego wypadku. Gdy jednak w tajemniczych okolicznościach giną kolejni zakonnicy, Dewart postanawia zostać i rozwikłać tę sprawę. Jest zdeterminowany tym bardziej, że miejscowi żandarmi trzymają się wersji o nieszczęśliwych wypadkach. Wie, że tylko on może wykryć sprawcę zagadkowych morderstw.
Sięgając po Imię Pani, miałam pełną świadomość, że sięgam po kryminał retro i że tło historyczne powieści będzie bardzo wyraźnie zarysowane i pełne szczegółów wiernych prawdzie. Wiedziałam, że sięgając po twórczość Krzysztofa Koziołka, mogę spodziewać się lekcji historii. Nie przypuszczałam jednak, że będzie to tak pokaźna lekcja. A przynajmniej na taką zanosiło się na początku.
Akcja powieści rozgrywa się w Krzeszowie, głównym zaś jego punktem jest opactwo i to właśnie dzieje tegoż opactwa autor postanowił przybliżyć czytelnikowi na kartach swojej najnowszej powieści. Dla kogoś, kto lubi wgryzać się w historię konkretnych miejsc, kto lubi opowieści i anegdoty historyczne, to z pewnością będzie prawdziwa gratka, bowiem ciekawostek tutaj nie brakuje, szczególnie na początku książki.
Zawsze jestem szczera w swoich recenzjach i nie inaczej będzie tym razem. Przyznam bez bicia, że pierwsze kilkadziesiąt stron mnie przeraziło. Przytłoczyła mnie ilość opowiastek z dziejów opactwa, które w moim odczuciu były hamulcem dla fabuły. Ilekroć robiło się ciekawie, miało miejsce jakieś interesujące zdarzenie, pojawiła się jakaś nowa informacja, zanim autor przeszedł do istoty danego wydarzenia, wtrącał po drodze jakąś ciekawostkę czy opowieść, a ja, wiedziona ciekawością i głodna nowych informacji, nie chciałam w tym momencie czytać o jakichś wydarzeniach sprzed trzystu lat, chciałam już teraz, zaraz dowiedzieć się więcej o sprawie prowadzonej przez komisarza Dewarta. Przyznam szczerze, że nieco mnie te wtrącenia denerwowały, bo nie mogłam wgryźć się porządnie we właściwą opowieść, gubiłam rytm, nie byłam w stanie dać się jej ponieść. Kiedy tak przebijałam się przez te początkowe ciekawostki, przez głowę przelatywały mi myśli „w co ja się wpakowałam? jak ja dotrwam do końca, kiedy początek idzie mi jak po grudzie?”. W końcu po prostu zaczęłam jedynie przelatywać wzrokiem niektóre z opowieści i dzięki temu wreszcie udało mi się odnaleźć w tej powieści odnaleźć. Bez obaw, nie oznacza to jednak, że żeby dać się porwać Imieniu Pani, trzeba rezygnować z części treści. Z czasem sama powieść stała się bardziej wyważona, a ilość ciekawostek historycznych przestała mnie przytłaczać. Co zaskakujące, w pewnym momencie książka wciągnęła mnie tak mocno, że nie byłam w stanie się od niej oderwać i nienajlepsze początkowe wrażenie kompletnie się zatarło.
Ogromną zasługę w tym, że Imię Pani mnie porwało, ma tutaj kreacja postaci komisarza Dewarta. To mężczyzna uparty, obdarzony bystrym i wnikliwym umysłem oraz sporą dozą sprytu. Wie, że w niewielkiej społeczności jest kimś obcym, a miejscowi mogą nie być zbyt chętni do udzielania informacji. Wykorzystując niemałe doświadczenie, umiejętnie dochodzi do prawdy. To rozsądny facet, który czasem jednak daje się ponieść emocjom, a tych kłębi się w nim sporo. Rodzinna tragedia i to, co przeżywa on w środku, czynią tę postać bardziej ludzką. Dewart jest przy tym wszystkim także obdarzony ciętym językiem, co tylko dodaje mu charakteru. Podobały mi się jego ociekające sarkazmem docinki, jakimi raczył komendanta okolicznej żandarmerii. Coś pięknego.
Jak się okazało, być może nie jestem aż taką fanką historii, a przynajmniej nie w każdym jej wydaniu, niemniej chylę czoła przez ogromem pracy, jaką autor musiał włożyć w napisanie tej książki. Czuć tutaj te godziny spędzone na przeszukiwaniu źródeł pisanych, by wiernie oddać tło historyczne, czuć te kilometry spędzone na wędrówkach, by poprzez słowa zabrać czytelnika do tych wszystkich opisywanych w książce miejsc. Krzysztof Koziołek, co, jak sądzę, jest cechą charakterystyczną jego stylu, pisze bardzo obrazowo i z dbałością o najdrobniejsze szczegóły.
Autor rewelacyjnie odmalował klimat powieści: atmosferę małego miasteczka, w którym każdy każdego zna, a plotki roznoszą się lotem błyskawicy; nastrój opactwa, w którym czas i sprawy życia doczesnego schodzą na dalszy plany, czy wreszcie ducha lat 30. ubiegłego wieku, kiedy to naziści zaczynali mocno zaznaczać swoje wpływy.
Imię Pani to powieść, w której trup ściele się gęsto. Nie brak w niej zaskakujących zwrotów akcji, a napięcie dawkowane jest w niej stopniowo. Sprawa tajemniczych zgonów zakonników wciągnęła mnie bez reszty i nawet w najmniejszym stopniu nie przypuszczałam, że autor zaserwuje takie jej rozwiązanie. Muszę przyznać, że mimo początkowych trudności, ogólnie bardzo dobrze bawiłam się podczas lektury tej powieści.
Komu poleciłabym Imię Pani? Przede wszystkim wielbicielom kryminałów retro. Jeśli jeszcze nie znacie się z twórczością Krzysztofa Koziołka, powinniście się z nią zapoznać. Ja mam na swoim koncie dwie jego książki z tego gatunku i w przyszłości chętnie sięgnę po kolejne.
Szczegółowe informacje:
Tytuł: "Imię Pani"
Autor: Krzysztof Koziołek
Wydawnictwo: Manufaktura Tekstów
Rok wyd.: 2017
Stron: 334
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Cena okładkowa: 39 zł
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz