sobota, 13 maja 2017

Książkowe żale i grzeszki

Chyba każdy książkoholik ma na swoim koncie małe książkowe grzeszki czy żale. Ja mam na pewno – jedne mniejsze, inne nieco większe, jedne bardziej mnie uwierają, inne trochę mniej. Żeby co nieco ulżyć mojemu biednemu czytelniczemu sumieniu, postanowiłam dać ujście moim żalom i wyrzucić je tutaj. Co mogę sobie zarzucić?

1. Za mało czytam.
Ja wiem, że można to uznać za przesadę, bo w końcu nie jest aż tak źle, ale kiedy widzę, ile nieprzeczytanych książek zalega na moich półkach, odczuwam wyrzuty, że nie czytam więcej i nie zmniejszam tej ilości w takie tempie, jakie by mnie zadowalało. Nieraz pojawia się w mojej głowie myśl, że niektórych z tych książek chyba nigdy nie zdołam przeczytać.

2. Marnuję czas na głupoty.
Każdy pewnie ma to na sumieniu – wiesz, że mógłbyś poświęcić czas na coś bardziej produktywnego czy po prostu ciekawszego, a np. bezmyślnie przewijasz ekranik telefonu z włączonym facebookiem, wpadłeś w wir oglądania youtube'a czy pykasz w jakieś gierki pożerające czas. Tak, czasem marnuję czas na takie głupoty, że głowa mała, a mogłabym w tym czasie poczytać, bo patrz punkt 1.

3. Nieprzemyślane zakupy.
Znacie taką sytuację? W księgarni internetowej jest promocja na jakieś książki. Przeglądasz przecenione tytuły i stwierdzasz „tę książkę chciałem sobie kiedyś kupić i jest teraz o wiele tańsza, muszę ją mieć... o, tę też... i jeszcze tę”. No i zamawiasz kolejne tytuły, które kiedyś chciałeś mieć, bo przecież jest taka okazja! A potem książki leżą na półkach, mijają miesiące, a ty ich nie dotknąłeś od kiedy trafiły na tę półkę. No i potem rosną te stosy, przez które potem masz wyrzuty, że za mało czytasz. A wystarczyło zadać sobie pytanie przed kupnem: „czy na pewno muszę mieć tę książkę?”.

4. Za późno przekonałam się, że czytanie to przyjemność.
Żałuję, że dopiero po studiach tak bardzo wkręciłam się w książki. W podstawówce, gimnazjum i liceum książek dla przyjemności prawie nie czytałam. W liceum sporadycznie się zdarzało, zwłaszcza kiedy musiałam leżeć w szpitalu i trzeba było sobie jakoś zająć czas. Wcześniej, nad czym ubolewam, uważałam, że książki są nudne. Szkoła i nieciekawe lektury skutecznie obrzydziły mi czytanie na lata.

5. Czytam za mało klasyki literatury.
To jednej z moich poważniejszych wyrzutów sumienia. Obiecałam sobie, że będę sięgała po klasyki i co? I nico. Ostatnim z klasyków, jaki czytałam, jest Zabić drozda przeczytany... rok temu! Na półce stoją powieści sióstr Brontë, Jane Austen, stoi cały Sherlock Holmes, Przeminęło z wiatrem i nic, zbierają kurz. Wstyd, po prostu wstyd.

6. Obejrzenie filmów przed przeczytaniem książki.
Obejrzałam wiele filmów będących adaptacjami powieści, kiedy nie czytałam jeszcze książek nałogowo. Wtedy nie przyszłoby mi do głowy, by przeczytać najpierw książkę, no bo skoro nakręcili film, to po co czytać, nie? Zgroza. Później, kiedy już sięgnęłam po papierowe pierwowzory niektórych z moich ulubionych filmów, wiele z takich tytułów mi nie podeszło. Najbardziej wyrazisty przykład to Forrest Gump, którego filmową wersję kocham, a książka... okazała się strasznie infantylna i przekombinowana. Może gdybym najpierw przeczytała powieść, inaczej bym na nią spojrzała, ale cóż, tego już się nie dowiem. To przeszłość, ale nadal zdarza mi się obejrzeć film przed książką. Nie powinnam tego robić, bo potem często lektura wypada blado na tle filmu. Ostatni taki przykład to Love, Rosie. – najpierw obejrzałam film i byłam zachwycona, a potem nudziłam się przy książce, gdzie historia głównych bohaterów jest o wiele dłuższa.

7. Unikanie Harry'ego Pottera, kiedy ten był wydawany.
Miałam 13 lat, kiedy Harry Potter pojawił się w Polsce. Mogłam być jedną z potteromaniaków, którzy z niecierpliwością czekali na pojawienie się kolejnych tomów. Nie byłam, bo uważałam, że czytanie jest nudne, a historia o jakimś czarodzieju nie może być aż tak ciekawa. Ech...

8. Przeczytanie pierwszej części Władcy Pierścieni w przekładzie Jerzego Łozińskiego.
Czy do tego trzeba coś dodawać? Traumatyczne doświadczenie spowodowane nieświadomością tego, że istnieje jeden jedyny słuszny przekład – Marii Skibniewskiej. Zniechęciłam się przez to do reszty, ale mam ambitny plan, żeby kiedyś naprawić ten błąd i sięgnąć po właściwe tłumaczenie.

9. Zignorowanie intuicji przy rozważaniu propozycji zrecenzowania książki.
Kiedy dostaję propozycję zrecenzowania jakiejś książki, poważnie zastanawiam się, czy dana książka ma szanse mi się spodobać. Najczęściej się nie mylę w tej kwestii, ale bywają błędy, jak np. ten, który popełniłam przy okazji propozycji zrecenzowania Orgazmokalipsy. Wszystko aż krzyczało, żebym nie brała się za tę książkę, bo to źle się skończy, ale jakaś zapewne ta masochistyczna część mojej natury nakazała mi poszerzać horyzonty i nie oceniać książki po pozorach. Tak poszerzyłam swoje horyzonty, że tym samym poznałam najgorszą książkę mojego życia. Brawo ja.

10. Nie potrafię rozstać się z niepotrzebnymi książkami.
Mam na swoich półkach takie książki, które nie przypadły mi do gustu i wiem, że nie wrócę do nich. Mogłabym się ich pozbyć, sprzedać je, zwolnić trochę miejsca na półkach i zebrać nieco funduszy na nowe książki, ale trudno mi się zebrać, żeby to zrobić.

11. Wewnętrzny przymus, by dokończyć kiepskie książki.
Kiedy czytam jakąś książkę, czuję, że powinnam ją skończyć, nawet kiedy męczę się przy jej czytaniu. Naiwnie czasem liczę na to, że może jeszcze coś sprawi, że książka w którymś momencie zyska w moich oczach. Szczególnie mocny jest to przymus, kiedy mam do czynienia z egzemplarzem recenzenckim. Czuję, że muszę być fair wobec wydawnictwa czy autora i skończyć ją, choćby nie wiem, jak była ciężka była to przeprawa.

12. Skąpstwo, które nakazało kupić wydanie niektórych książek w miękkiej oprawie.
Między wydaniem w twardej oprawie a wydaniem w miękkiej okładce jest kilka złotych różnicy. Poskąpiłam tych kilku złotych między innymi na książki z cyklu Pieśni lodu i ognia George'a R.R. Martina i teraz żałuję. Rogi okładek się zawijają, a każdy z tomów jest dosyć ciężki i ich kanciaste grzbiety boleśnie wpijają mi się w ręce, kiedy je czytam. Z twardą oprawą takich problemów bym nie miała. No i zdecydowanie lepiej wyglądałyby one na półce.

13. Kupno książek w wersjach kieszonkowych.
Kupiłam kilka książek w wersjach kieszonkowych, bo to nie ma znaczenia, w jakiej formie jest powieść, bo przecież treść liczy się najbardziej, prawda? Otóż nie. Mikroskopijna czcionka, od której bolą oczy, grzbiety, które się łamią przy czytaniu, kiepski papier, książka zamyka się podczas lektury – i na co mi to było? Skusiłam się na kilka tytułów w wersji pocket, bo takie tanie. Najgorzej żałuję tego, że kupiłam w takim wydaniu książki Zafóna, przez co nie przeczytałam jeszcze Gry anioła i Więźnia nieba.

***
No i to wszystkie książkowe żale i grzeszki, jakie przychodzą mi teraz do głowy. Trochę się tego zebrało. A co Wy macie na swoim sumieniu? Zachęcam do wyznań. ;)
Do zaczytania,


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Informacja
Na blogu zainstalowany jest zewnętrzny system komentarzy Disqus. Więcej o nim w Polityce Prywatności.