czwartek, 7 lipca 2016

Filmowo: Zanim się pojawiłeś (2016)

Od kiedy tylko ujrzałam pierwszy zwiastun Zanim się pojawiłeś, wiedziałam, że ten film obejrzeć po prostu muszę. Zakochałam się w książkowym pierwowzorze historii Lou i Willa i nie mogłam nie sprawdzić, jak zostanie ona przeniesiona na duży ekran. W poniedziałek wreszcie wybrałam się do kina.

26-letnia Louisa traci pracę. Dziewczyna mieszka z rodzicami, siostrą, siostrzeńcem i dziadkiem, a jej zarobki w ogromnej mierze pomagają rodzinie utrzymać się, więc nie ma mowy, by Lou mogła pozwolić sobie na bezrobocie. Ima się różnych zajęć, ale nigdzie nie może zagrzać miejsca. Wreszcie zatrudnienie znajduje jako opiekunka dla sparaliżowanego po wypadku drogowym mężczyzny. Will jest rozgoryczony tym, co go spotkało. Louisa postanawia nauczyć go na nowo dostrzegać w życiu jasne barwy. Między nimi powoli nawiązuje się nić sympatii.


Zanim nie zobaczyłam tej informacji na ekranie, nie byłam świadoma tego, że Jojo Moyes napisała scenariusz do filmu. Od tej chwili byłam spokojna o to, co zobaczę dalej. W końcu autorka powieści nie skrzywdzi swojego dziecka w procesie przekształcania go w film. I tak też się stało. Choć nie zobaczyłam paru scen, na które liczyłam (jak choćby scena z tatuażami czy scena w labiryncie), że znajdą się w filmie, z całą stanowczością mogę stwierdzić, że twórcom udało się bardzo zgrabnie przenieść losy Lou i Willa na duży ekran.


Na ogromne pochwały zasługuje gra aktorska Emilii Clarke i Sama Claflina. Emilia nie gra Lou, ona przez te dwie godziny była Lou. Wszystkie emocje, jakie były udziałem Louisy, Emilia przedstawiła tak prawdziwie, jakby radość Lou była jej osobistą radością, smutek jej osobistym smutkiem, ból jej osobistym bólem. Niektóre ze scen, które tak wypełniła swoimi emocjami, potrafiły rozerwać serce na strzępy. Pochwały także należą się Samowi - żeby stworzyć rolę tylko poprzez mimikę twarzy i modulację głosu, trzeba mieć talent, a tego niewątpliwie Samowi nie brakuje. Nie tylko ich osobna gra aktorska mnie oczarowała. Ten film nie byłby tak poruszający, gdyby nie chemia, jaka wytworzyła się pomiędzy aktorami i uwiodła mnie jako widza.



Zanim się pojawiłeś to naprawdę świetnie zrobiony film – zdjęcia, muzyka, kostiumy – do niczego nie jestem w stanie się przyczepić. Urzekają ujęcia zamku, jego otoczenia, miasteczka, w którym mieszka Lou, czy potem kardy z egzotycznego wypadu. Muzyka tworzy świetne tło dla rozgrywającej się na ekranie historii. Ten film naładowany jest emocjami – najpierw niejednokrotnie bawi, by potem zalać falą smutku. O tym wiele osób mówiło i pisało, że reakcje sali były znaczące – przez pierwszą połowę filmu wybuchy śmiechu, a potem zrobiła się cisza, przerywana tylko pociągnięciami nosa. Musiałam użyć całej siły swojej woli, by nie wybuchnąć płaczem. Starałam się zatrzymać łzy. Było trudno, ale udało się (nie zrujnowałam sobie makijażu, brawo ja), nosem jednak pociągałam. Zdecydowanie bardziej wolałabym obejrzeć ten film w domu, by bez wstydu przeżywać związane z nim emocje i na pewno to zrobię. Czekam z niecierpliwością na premierę filmu na DVD.

Na koniec zwiastun, który tak bardzie mnie zauroczył i zwrócił moją uwagę na twórczość Jojo Moyes:


Polecam film z całego serca. Jeśli pokochaliście książkę, pokochacie także i film. :)
Zaczytanego dnia,




Zdjęcia z filmu oraz plakat pochodzą ze strony filmweb.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Informacja
Na blogu zainstalowany jest zewnętrzny system komentarzy Disqus. Więcej o nim w Polityce Prywatności.