czwartek, 19 lipca 2018

Spętani przeznaczeniem – Veronica Roth

Rok temu miałam okazję zapoznać się z nową odsłoną twórczości Veroniki Roth. Osadzona w kosmosie powieść Naznaczeni śmiercią okazała się bardzo interesująca. W tej opowieści drzemał spory potencjał, a jej zakończenie rozbudzał apetyt na więcej. Czekałam na to, jak dalej potoczą się losy Cyry i Akosa, aż wreszcie kontynuacja tej historii trafiła w moje ręce. Wobec Spętanych przeznaczeniem miałam spore oczekiwania. Nie przypuszczałam jednak, że zamiast zachwytów czeka mnie przy niej takie rozczarowanie.

Cyra od dziecka była narzędziem w rękach rządnych władzy tyranów Shotet – najpierw jej ojca, a potem brata. Jej dar, który mógł przynieść innym śmierć tylko poprzez jej dotyk, wzbudzał powszechny strach. Wreszcie, dzięki Akosowi, udało jej się nie tylko wyrwać spod władzy Ryzeka, ale i jego samego pojmać w niewolę. Myślała, że gdy uda się jej go pokonać, będzie wolna. Myliła się. Ojciec, którego uważano za zmarłego, żyje i zamierza nie tylko znowu objąć władzę nad ludem Shotet, ale również wypowiedzieć wojnę wszystkim swoim wrogom. Cyra nie może do tego dopuścić.
Akos, po latach spędzonych w niewoli u Novaeków, marzył tylko o ucieczce i uwolnieniu brata. I to mu się w końcu udało. Nie tak jednak wyobrażał sobie los swój i brata po ucieczce. Eijeh pod wpływem Ryzeka zmienił się, a on sam nie wie, co ma dalej ze sobą zrobić. Wyrocznia przepowiedziała jego śmierci w służbie Novaekom. Nikomu jeszcze nie udało się wygrać z zapisanym mu losem. Czy on sam ma prawo walczyć z własnym przeznaczeniem?

Z przykrością stwierdzam, że lektura Spętanych przeznaczeniem była drogą przez mękę. Ta książka jest po prostu nieziemsko nudna. Pierwsze 300 stron było najgorsze. Nie byłam w stanie przebrnąć przez więcej niż dwa-trzy rozdziały, bo albo zasypiałam przy niej z nudów, albo miałam ochotę nią rzucać, bo tak irytowało mnie to, że nic się nie dzieje, opisy są przydługie, a bohaterowie zachowują się idiotycznie. W ciągu tych 300 stron wydarzyły się może trzy albo cztery ciekawsze rzeczy, reszta była wypełniona nic niewnoszącą treścią, kompletnym zapychaczem miejsca bez żadnego polotu. Kilka razy miałam ochotę darować sobie tę mękę i porzucić dalszą lekturę, bo miałam wrażenie, że szybciej zwariuję, aniżeli ją skończę. W końcu postanowiłam puścić sobie przyspieszony odsłuch e-booka, a w książce śledzić tekst. Tylko tym sposobem przebrnęłam przez resztę treści i dotrwałam do końca już bez niepotrzebnych przerw. Niestety nic, nawet jej zakończenie, nie jest w stanie zatrzeć złego wrażenia, jakie ta książka zrobiła na mnie.

Historia Cyry i Akosa miała potencjał. Świat przedstawiony pełen niezwykłych planet, kosmiczne podróże, idea wyroczni i darów nurtu, intrygi, bohaterowie z charakterem i romans – to wszystko mnie zaintrygowało w Naznaczonych śmiercią. Liczyłam na to, że autorka rozwinie to wszystko w jakimś ciekawym kierunku, ale niestety, zamiast rozwijać, trafiła raczej w ślepy zaułek. Czytając, miałam wrażenie, że Roth kompletnie nie miała pomysłu na to, jak to wszystko dalej poprowadzić, by czytelnika zaskoczyć i zadziwić. W mojej ocenie zrobiła tutaj kilka złych posunięć fabularnych, przez co cała ta historia stała się bez wyrazu i jakby rozmyta. Żeby nie było, pojawiło się parę zwrotów akcji, które w zamierzeniu miały czytelnika zaszokować, jednak w drodze do nich Roth dała kilka małych wskazówek, które sprawiły, że pewnych rzeczy w jakimś stopniu można było się spodziewać, przez co nawet te największe zaskoczenia nie miały w sobie efektu wow.

Co zatem nie zagrało w tej powieści? Po pierwsze: dodanie kolejnych postaci do narracji. W poprzednim tomie cała akcja toczyła się między Cyrą i Akosem. Część rozdziałów napisanych była z perspektywy Cyry w narracji pierwoszoosobowej, część zaś opisywała losy Akosa w narracji trzecioosobowej. W tej części autorka dołożyła do tego postacie Cisi, siostry Akosa, oraz Eijeha, jego brata. Narrację z punktu widzenia Eijeha, we względu na to, co zrobił mu Razek, i fakt, że jest on wyrocznią, można jeszcze uznać za pomysłową. Tego samego nie da się jednak powiedzieć o narracji z perspektywy Cisi, która irytowała mnie jak mało co. Autorka za bardzo skupia się w niej na darze nurtu dziewczyny, który polega na wpływaniu na nastroje innych i który ona sama opisuje jako „otulanie różnymi teksturami”. Krew mnie zalewała, ilekroć musiałam brnąć przez niczego niewnoszące ściany tekstu, w których opisuje ona wybieranie pasującej do danej osoby tekstury i sposób działania jej nudnego daru. W mojej ocenie narracja Cisi jest tutaj w zasadzie zbędna.
Po drugie: umiejscowienie akcji na Ogrze. W pierwszym tomie Roth opisywała tak różnorodne i barwne planety, skąd zatem pomysł, przy znaczną część akcji tej części umiejscowić na najnudniejszej z nich? Ogra to pozbawione barw niegościnne miejsce, które stara się zniszczyć wszystko to, co się na niej znajdzie. To planeta przytłaczająca swoją atmosferą i zamieszkana przez uchodźców. Gorszego miejsca próżno szukać.
Po trzecie: polityka. W tej części autorka postawiła na nią spory nacisk, a ja za polityką w książkach raczej nie przepadam. Mamy zatem tutaj zawieranie jakichś układów, długie i nudne negocjacje międzyplanetarne, wzajemne stawianie warunków i beznadziejne „liderki” w osobie Cyry i Isae, które kierują się osobistymi urazami i chęcią zemsty, zapominając o rozsądku. Kolejna rzeczy, która albo mnie nudziła, albo irytowała.
Po czwarte i chyba najważniejsze: dziwna zmiana w Akosie i Cyrze. W poprzedniej części oboje mieli charakter. Oboje byli zdeterminowani, by osiągnąć swój cel, i co najważniejsze, we wszystkim wzajemnie się wspierali. Tutaj miałam wrażenie, że czytam o kimś zupełnie innym. Oboje się rozmyli, stracili na wyrazie, a i między nimi zaczęło się coś psuć. Z wzajemnego wspierania się w dążeniu nie zostało nic. Każde z nich skupiło się na własnym nosie i tym sposobem cała historia straciła kolejny element, który stanowił o jej wartości w pierwszej części.
Pewne zastrzeżenia mam także do zakończenia książki. Co prawda dzieje się tam więcej, aniżeli w całej powieści, ale to wszystko rozgrywa się jakoś zbyt szybko i zbyt łatwo. Miałam wrażenie, że autorka poszła na łatwiznę.

Na koniec jeszcze kwiatek z okładki. Książka ta promowana jest następującą rekomendacją USA Today: „Ta seria ma rozmach Gwiezdnych Wojen, intryg Gry o Tron oraz romansu Romea i Julii. Pełna nieoczekiwanych zwrotów akcji książka Roth sprawia, że ta powieść jest obowiązkowa”. Tak przesadzonego blurba dotąd chyba jeszcze nie widziałam. Ta seria nawet w niewielkim stopniu nie dotyka rozmachu Gwiezdnych wojen, w najmniejszym stopniu nie dorasta do intryg uknutych w Grze o tron i ma naprawdę niewiele wspólnego z Romeem i Julią. Jak można tak oszukiwać czytelników? Kogoś bardzo mocno poniosła fantazja.

Spętanych przeznaczeniem nie będę wspominała dobrze. To jedna z najgorszych książek, jakie przeczytałam w tym roku. Veronica Roth nie wykorzystała potencjału, jaki drzemał w tej opowieści, serwując jedną z najnudniejszych kontynuacji, z jakimi miałam do czynienia. To klasyczny syndrom drugiego tomu. Nie warto było tak na niego czekać.


Szczegółowe informacje:
Tytuł: "Spętani przeznaczeniem"
Autor: Veronica Roth
Tytuł oryginalny: "The Fates Divide"
Tłumaczenie: Michał Zacharzewski
Seria: Naznaczeni śmiercią – tom II
Wydawnictwo: Jaguar
Rok wyd.: 2018
Stron: 480
Oprawa: miękka
Cena okładkowa: 39,90 zł






Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki dziękuję wydawnictwu Jaguar.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Informacja
Na blogu zainstalowany jest zewnętrzny system komentarzy Disqus. Więcej o nim w Polityce Prywatności.