środa, 14 lutego 2018

Woła mnie ciemność – Agata Suchocka

Dzisiaj swoją premierę ma powieść Woła mnie ciemność Agaty Suchockiej. Książka ta zwróciła moją uwagę ostrzeżeniem o tym, że zawiera treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich i mogące urazić także niektórych dorosłych. Zabrzmiało naprawdę ciekawie. Cóż takiego można zatem w niej znaleźć? Czym może ona zszokować i czy naprawdę szokuje?

Armagnac Jardineux przez całe życie przygotowywany był do tego, by przejąć po ojcu plantację w Luizjanie. W Europie, do której wyruszył, miał zdobyć odpowiednie ku temu wykształcenie, jednak wojna secesyjna, która rozpętała się na Południu, kompletnie zniweczyła jego plany. Rodzinny majątek przepadł, a żyjący krewni pozostali jedynie wspomnieniem.
Pozbawiony jakichkolwiek perspektyw Armagnac spędza wieczory w podejrzanych spelunach, topiąc smutki w alkoholu i przygrywając na fortepianie. Jego gra zwraca uwagę młodego skrzypka, który poszukuje muzycznego talentu mającego wzbogacić jego występy. Lothar snuje przed nim wizje nowego życia pod skrzydłami mecenasa sztuki, lorda Huntingtona, na co Armagnac z chęcią przystaje. Wkrótce duet, jaki tworzą, zaczyna przynosić im sławę, a młody pianista odkrywa strony życia, o których wcześniej nie miał pojęcia, i rozsmakowuje się w zakazanych dotąd przyjemnościach. Jego szczęście nie trwa jednak długo. Spokój jego ducha zostaje zmącony przez lekturę starego pamiętnika, kiedy Armagnac odkrywa, że kilka dekad temu Huntington namieszał w życiu jego nieżyjącej już babki. Jak to możliwe, że wyglądający tak młodo lord ją znał? Armagnac postanawia odkryć jego tajemnicę.

Kiedy decydowałam się zrecenzować tę książkę, przekonana byłam, że będzie to zupełna nowość na rynku. Jak się okazało jednak, powieść ta została wcześniej wydana trzy lata temu nakładem wydawnictwa Novae Res. Nie zraziło mnie to, ale skoro niektórzy czytelnicy mieli już okazję ją poznać i wyrazić na jej temat swoje zdanie, postanowiłam pobieżnie przejrzeć krążące o niej opinie. Przyznać muszę, że zachęcały one do lektury, więc z tym większą ochotą sięgnęłam po książkę i... niestety, rozczarowałam się.

Początek był zachęcający. XIX wiek, Londyn, spłukany, utalentowany młodzian, tajemniczy skrzypek, spowity aurą mroku mecenas sztuki i obietnica nowego, dostatniego, wypełnionego muzyką życia. Liczyłam na to, że będzie to porywająca, klimatyczna opowieść z historią w tle, pełna mroku, apetycznych opisów i nietuzinkowych postaci. Oczekiwania miałam spore i, niestety, nie zostały one spełnione. Owszem, na początku zapowiadało się, że mogę to wszystko tutaj odnaleźć, z czasem jednak z tych zapowiedzi zaczynało zostawać coraz mniej, a ja coraz zaczynałam odczuwać coraz większe znużenie całą powieścią. Historia Armagnaca nie porwała mnie, wręcz przeciwnie, czasami zmuszałam się do czytania. Gdzieś po drodze wypaliła się początkowa chemia, coś nie zagrało tak, jak powinno.

Woła mnie ciemność miało być powieścią szokującą, kipiącą mroczną namiętnością. Szokować i urazić nawet dorosłego czytelnika miały (lub ewentualnie mogły) związki męsko-męskie oraz przygodny seks w najróżniejszych konfiguracjach i liczbach uczestników. Jako że czytuję powieści erotyczne, w tej kwestii raczej niewiele może mnie zaszokować, urazić mnie zaś to wszystko nie miało najmniejszej szansy. Zamiast szokować, nudziło, szczególnie wówczas, kiedy miałam wrażenie, że bohaterowie powieści nie robią nic innego, poza parzeniem się z kim popadnie jak napalone króliki. Były momenty, kiedy powieść skupiała się przede wszystkim na łóżkowych wyczynach Armagnaca i Lothara, a co za dużo, to niezdrowo.

Nie zdziwi zapewne nikogo fakt, że tajemnica lorda Huntingtona wielkim sekretem nie jest. Bardzo szybko i bez najmniejszych problemów możemy przewidzieć, co kryje się za mrocznym wizerunkiem lorda, jego hipnotyzującą osobowością i pięknym obliczem bez skazy. Przez to nie ma żadnego elementu zaskoczenia w tej materii, jest za to irytacja ignorancją Armagnaca, z perspektywy którego napisana jest powieść, i jego próbami odnalezienia racjonalnego wytłumaczenia sekretu Huntingtona. Próbowałam tłumaczyć sobie jego postawę brakiem doświadczenia życiowego, jednak nie zmienia to faktu, że irytowało mnie odwlekanie w czasie momentu, kiedy pozna on prawdę o świecie, w którego objęciach się znalazł. Jedynymi tajemnicami, które w pewnym stopniu były intrygujące i nie pozwoliły mi porzucić lektury, były historie babki Armagnaca, lorda i dwójki jego przyjaciół, którzy pojawiają się na scenie w pewnym momencie. Te opowieści jednak wyjawiane są dosyć późno, może nawet zbyt późno.

Sięgając po tę powieść liczyłam na to, że spędzę ją w towarzystwie ciekawych, nietuzinkowych postaci, że jej bohaterowie będą jacyś. No i są jacyś... podobni do siebie. Pierwsze skrzypce gra tutaj oczywiści Armagnac. Niemałą rolę odgrywają także Lothar i lord Edgar Huntington. Swoją obecność zaznaczają także dwaj przyjaciele lorda, Arapaggio i Aleksander. Choć każdy z nich ma tutaj zapisaną swoją historię, nie da się ukryć, że koniec końców wszyscy mają wiele wspólnego. Każdy z nich jest piękny, długowłosy, zachwycający głosem, urodą, pociągający, młody. Każdy z nich jest w czymś najlepszy i w jakiejś dziedzinie tak utalentowany, że wzbudza tym totalny zachwyt. Targają nimi te same namiętności, w większości skierowane na mężczyzn. Bohaterowie tej powieści mieli być też mroczni, niebezpieczni, wszelki mrok rozwiewa się jednak, kiedy są oni przedstawieni prawie jako chodzące ideały. Czego tutaj się bać? Trudno mówić też o jakiejkolwiek nietuzinkowości, kiedy poza szczegółami pięć postaci jest tak do siebie podobnych.

W powieści dużo mówi się o emocjach i uczuciach, jakie pojawiają się między bohaterami. Armagnac często daje się im ponieść, a to zakochuje się w nowych znajomych, a to odczuwa do nich nienawiść, a to pała znowu nieograniczoną miłością. Jest jak chorągiewka na wietrze targany namiętnościami, ale jeśli mam być szczera, to te wszystkie uczucia, o których mówi bohater, mnie wydawały się kompletnie puste i nieszczere. Zbyt szybko oddaje on serce, by potem z błahego powodu czuć nienawiść. Padają tutaj z wielu stron deklaracje, które jednak w mojej ocenie były tylko słowami bez pokrycia. Kompletnie nic nie czułam podczas lektury książki. Coś poczułam dopiero przy epilogu, który wzbudził mój sprzeciw, wywołał oburzenie i pozostawił z „że co?!” na ustach. Po to była ta cała opowieść, te wszystkie wielkie deklaracje, by na paru stronach wszystko tak bezwzględnie przekreślić?

Woła mnie ciemność miało być powieścią kipiącą od emocji, emocji jednak nie poczułam wcale. Miało być powieścią klimatyczną i mroczną, a okazało się w dużej mierze romansidłem z bandą facetów niepewnych swoich uczuć. Miało być opowieścią pełną nietuzinkowych postaci, ale takowych tutaj nie znalazłam. Miało być wreszcie zapisem upadku moralnego bohatera, trudno jednak mówić o wielkim zapisie, kiedy bohater tak szybko i w zasadzie ze sporą łatwością porzuca swoje dotychczasowe normy moralne. Miało być tak pięknie, a wyszło, jak wyszło. Nie powiem, bym jakoś specjalnie polecała tę książkę, ale też i odradzać jej nie będę. Chcecie, to przeczytajcie – na własną odpowiedzialność.


Szczegółowe informacje:
Tytuł: "Woła mnie ciemność"
Autor: Agata Suchocka
Seria: Daję ci wieczność – tom I
Wydawnictwo: Initium
Rok wyd.: 2018
Stron: 384
Oprawa: miękka
Cena okładkowa: 44,90 zł








Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki dziękuję wydawnictwu Initium.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Informacja
Na blogu zainstalowany jest zewnętrzny system komentarzy Disqus. Więcej o nim w Polityce Prywatności.